wtorek, 9 grudnia 2014

Rozdział 7

Angela

- Szybko Subsidio!
Biegła najszybciej jak potrafiła, a za nami pięć Rozpacz. Niestety były bardzo szybkie i Subsidio musiał robić uniki.
Jeden z nich skoczył na nas, a wilk w ostatniej chwili odskoczył w bok, wybił się z ziemi i na drzewo wskoczył, a potem na ziemi z powrotem  i biegł dalej. Drugiego nie uniknął, rozpacz powaliła mnie z wilkiem. Subsidio złamał łapę. Odesłałam z powrotem do jego wymiaru choć nie powinnam tak robić ale lepsze to niż zostawienie go na śmierć.
Ruszyłam biegiem. Przywołałam łuk ze strzałami. Łuk był duży i czerwony z płomieniem na środku, miał przyczepione na dole jak frędzle czaszki i dziesięć pazurów przyczepionych. Nałożyłam trzy strzały i strzeliłam w jednego z nich. Wszystkie uniknął. Uciekłam dalej, z lewej strony zobaczyłam ich. Byli cali i zdrowi, spokojnie szli na swoich rumakach, zauważyli mnie. Byli tak samo zaskoczeni lecz ja jeszcze byłam wściekła i to bardzo wściekła. Tyle martwienia się na marne. Czułam jakbym miała zaraz wybuchnąć.
Biegłam dalej ale nie za długo, szary byko-wilk uderzył mnie łapą i poleciałam na skale. Podszedł do mnie chwycił, wbijając łapy we mnie i chciał zjeść moją głowę. Chwyciłam jego pysk w ręce, próbując go oddalić ale na marne. Nie byłam tak samo silna jak on.
Nagle pojawił się Yu Tian nad nim, chwycił za głowe i odrzucił. W tym samym czasie pojawił się Pao i Min odrywając jego łapska ode mnie. Inni właśnie do nas dołączyli.
Kiyomi wbiła swój kij w ziemie i wyszły z ziemi długie wijące się plączą, które owinęły się wokół byko-wilków. Pozbawiły ich ruchu. Wojownicy i Wojowniczki czyli Toshiko, Yu Tian, Pao, Mei i Yoshii. Pojawiły się u nich miecze.  Toshiko ma miecz ciemność fioletowy, rękojeść w kształcie czachy z czach i kości zrobiony a ostrze szerokie z dziurami w środku. Pao posiada miecz wiatru, w rękojeści na końcu ma kamień niebieski, a cały miecz wyglądał jakby został zrobiony ze spiral i sam wiatr go zrobił. Mei miała zaś miecz lodu o kolorze różowym, rękojeść przypominała z szachów króla. Min posiadał ognisty miecz, na rękojeści miał krzyż a ostrze przypominało ogień. Yoshii miała miecz wody, rękojeść zrobiona z pereł, muszli i korala, mienił się różnymi kolorami.
Ruszyli. Mei i Yoshii pozbawiły ich głów, Pao i Min wbili w serca miecze, Toshiko zaś pozbawił go łap a potem głowę.
- Nic ci nie jest? - Zapytała Ai, uśmiechając się.
- Nie. - Choć z rany lała się ciągle krew.
- Co to za potwór? - Tym razem Neo zapytał.
- Noszą nazwę Rozpacz. To pół byk, pół wilk.
- Ścigały ciebie? - Spytał niby obojętnie Min.
-Trochę dużo pytań zadajecie. - Zauważyłam już trochę zirytowana ale odpowiedziałam. - Jak szłam w swoja stronę, minęłam pięć zniszczonych wiosek. Ślady człowieka i tych stworzeń ciągnęły się w tą stronę. Musiałam więc zobaczyć, a na te stwory natrafiłam w połowie drogi. - Odpowiedziałam wściekła. Zauważyli to i chcieli spytać ale  wstałam i przywołałam wilka. Ciągle skowyczał z bólu. Nastawiłam mu kość. Wył, próbowałam to ignorować ale ciężko było. Jak nastawiłam wyciągnęłam ręce przed siebie, pojawiła się zielona poświata i zaczęłam leczyć. Gdy wyleczyłam Subsidio cicho zamruczał i przysunął pysk do mnie. Nosem dotknął mojego policzka, dając mi tym znać, że jest wdzięczny.
- Odpocznij. Dobrze się spisałeś. - Szepnęłam, pocałowałam w wielki nochal i odesłałam.
Ruszyłam dalej w drogę ale zatrzymałam się i spojrzałam na nich.
- Zostańcie tu. - Powiedziałam i odeszłam.
Zamiast mnie posłuchać, dogonili mnie i szli za mną.
- Idziemy z tobą. - Usłyszałam głos Natsu.
- Róbcie co chcecie. Jeśli zostaniecie rani albo zginiecie to nie mój interes i nie moja sprawa. - Choć nie była to prawda. Obwiniałabym się do końca swoich dni.
- Zgoda. - Powiedział uśmiechnięty Toshiko, równając się ze mną. -  Szybciej jednak będzie na rumakach niż pieszo.
Zauważył i przywołał swojego rumaka. Wsiadł i podał mi rękę. Wacha łam się przez chwile, ale jak spojrzałam w te przyciągające oczy, podałam mu rękę. Wsiadłam na rumaka za nim i ruszył. Trzymałam go za koszule. Ubrany był w koszule bordową i dżinsy. Przystojnie wyglądał. Spojrzał na mnie za ramie i uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie gryzę. możesz mocniej mnie chwycić. - Poczułam jak policzki zaczynają mnie piec. Spuściłam wzrok ale nie objęłam go.
Po dłuższej wędrówce, gdzie inni rozmawiali a ja jak zawsze siedziałam cicho, zaczynały boleć mnie plecy od siedzenia prosto. Westchnęłam zrezygnowana i objęłam go, opierając się o jego plecy. Poczułam jak się rozluźnił. Ciepły był, bardzo ciepły. Przyjemne było to uczucie, tak przyjemne, że aż zasnęłam.

Ni wiem jak długo spałam ale obudziło mnie szturchniecie.
- Jak się spało? - Spytał.
Zauważyłam, że jest ciemno, każdy rozłożył śpiwory i kładli się spać. Tylko Toshiko jeszcze nie. Zszedłem z konia, a po mnie Toshiko.
- Dobrze ale ciągle jestem śpiąca.
Rozłożył całkiem duży śpiwór, położył się i poklepał miejsce obok. Uniosłam jedną brew.
- Mówiłem, nie gryzę i jakby nie patrzeć spałaś już ze mną. - Poruszył śmiesznie brwiami i uśmiechnął się do mnie promienie.
Parsknęłam. Nie chciałam ale nie wiem czemu byłam zmęczona. Położyłam się obok i było nie zręcznie trochę. Westchnęłam i obróciłam się do niego plecami. Poczułam, że się do mnie trochę przysuwa i przykrywa i nic poza tym.
- Branoc. - Szepnęłam cicho.
- Dobranoc. - Odszepnął i zasnęłam.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz