wtorek, 9 grudnia 2014

Rozdział 8

Toshiko

Cieszyłem się, że znowu ją zobaczyłem, że usiadła za mną na koniu i zasnęła oparta o mnie, a jeszcze bardziej wtedy kiedy zasnęła u mego boku. Chciałem ją przygarnąć do mnie lecz nie mogłem tego zrobić. Próbowałem zasnąć ale świadomość, że jest obok i śpi, sprawiała, że nie mogłem. Obróciła się twarzą do mnie i przysunęła. Opierała  się głową o moje ramie a jedną ręką objęła. Myślałem, że jeszcze bardziej nie zasnę, lecz myliłem się.

Obudziłem się pierwszy o bladym świcie, chwile po mnie Angela. Spojrzała na mnie senie.
- Hej. - Powiedziałem cicho. Wciągnęła gwałtownie powietrze i zarumieniła mocno. Wyglądała słodko.
- Hej. - Powiedziała i wstała.
Złożyłem śpiwór. Zobaczyłem, że pojawił się w jej ręce łuk, ten sam, którym ostatnio polowała.
- Idziesz polować?
- Tak.
- Mogę iść z tobą? - Spojrzała na mnie.
- Możesz. - Ruszyła, a ja za nią. - Powiedz.. Jak nazywa się twój koń?
- Raiton. Imię to oznacza Błyskawica
- Błyskawica. - Dokończyła ze mną. - Ciekawe...a dlaczego tak?
- Mieszkałem w wiosce gdzie cały czas była burza i raz na jakiś czas piorun trafiał kogoś. Mnie też raz trafił, przeżyłem ale nie mogłem się ruszać, byłem sparaliżowany i leciało ze mnie mnóstwo krwi, gdzieniegdzie byłem przypalony. Myślałem, że zostanę tam i umrę ale pojawił się właśnie ten koń. Pomógł mi, zawiózł do wioski, gdzie się mną zajęli. Wyszło, że uderzenie pioruna spowodowało połamanie kilku kości i zniszczyło kilka nerwów, przez co nie mogłem się ruszać kilka miesięcy. Potem nagle odzyskałem kontrole nad ciałem, mogłem się ruszać lecz ciężko było. Miałem rehabilitacje ale niektóre nerwy nie zregenerowały się i mam dziwne tiki albo zaczyna mnie coś boleć niemiłosiernie. Mam tez bezruch, nie mogę ruszać ręką. Czasami dzieje się to podczas walki.
- Rozumiem . - I nic więcej nie powiedziała tylko pojawił się w jej ręce wisior. Wisior przypominał w kształcie serce otoczony skrzydłami a w środku kryształ, miał też dwa dzwonki. - To wisior uzdrowienia. Proszę, tobie się bardziej przyda niż mnie. Dzięki temu wisiorowi twoje nerwy się zregenerują ale może to trochę potrwać. Nerwów nie da się tak łatwo uleczyć.
Spojrzałem na nią zdziwiony. Wyciągnęła rękę i podała go mi. Przyjąłem podarunek i założyłem od razu. Jak założyłem poczułem się znacznie silniejszy.
- Dziękuje. Nigdy go nie zdejmę. - Uśmiechnąłem się do niej a ona odwzajemniła.
Zapolowaliśmy na 3 duże łosie. Wróciliśmy do obozowiska i zobaczyłem, że reszta już wstała i rozpaliła ognisko. To był przyjemny widok. Każdy jadł i rozmawiał, nawet Angela. Po posiłku, ruszyliśmy dalej w drogę. Czerwono oka jechała na moim koniu ale teraz siedziała z przodu. Dzięki czemu mogłem ją objął. Uśmiechnąłem się dumny z mojego planu.
Po drodze mijaliśmy zniszczone wioski, nikt nie przeżył. Właśnie mijaliśmy następną wioskę ale tym razem ta płonęła żywym ogniem. Angela odepchnęła mnie trochę i pobiegła w tamtą stronę. Wbiegła w ogień, inni tez chcieli tam iść ale zatrzymałem ich.
- Nie możemy tam iść. Płomienie nas strawią. - Każdy był nie zadowolony ale nie dziwie im się, sam nie byłem z tego zadowolony. - Możemy tylko czekać.
Po jakiejś dłuższej chwili. Zobaczyłem, że z ognia wybiegły dwa wilki i miały dzieci. Podszedły do nas. Dzieci zeszły z nich i zaczęły płakać. Było ich 10.
Dziewczyny podeszły i pocieszały je. Wilki zniknęły, czekaliśmy aż Angela wybiegnie ale na marne. Zaczynałem się denerwować.
- Toshiko, uspokój się. - Usłyszałem głos Lin. - Angeli nic nie jest. Może krótko ją znamy ale wiem, że jest silna i nic się jej nie stanie.
Spojrzałem w jej onyksowe oczy. Mówiła prawdę, była pewna swych słów. Westchnąłem.
- Skoro tak mówisz.

 Angela

Bez chwili namysłu wbiegłam w ogień. Ogień nie robił mi krzywdy. Ogień był ze mną od zawsze i umie mnie rozpoznać. Wbiegłam tam tylko dlatego, że ogień dał mi znać iż jest tam kilka żywych dzieci. Nie wiem jak to działa ale rozumiem co żywioły chcą mi przekazać.  Znalazłam budynek, można powiedzieć, że żłobek dla dzieci, weszłam i znalazłam je pod wielki stołem. Było ich 10, a miały tak na oko 5 może 6 lat.
Przez okno zobaczyłam wierze, która zawaliła i prosto na żłobek poleciała. Podbiegłam do nich, ściana z sufitu zleciała,a ja ją trzymałam do puki się nie uspokoiło. Odrzuciłam ścianę na bok i spojrzałam na dzieci. Były przerażone ale jedna z nich się nie bała. Spojrzała na mnie, w jej oczach widziałam odwagę. Nie bała się śmierci. Wezwałam dwa wilki. Subsidio i Muerte (Śmierć).  Muerte był bardzo duży, czarno-szary z białymi oczami.
- Dzieciaki! Szybko na wilki macie wejść! Po 5 na jednego! - Posłuchały mnie i wsiadły czym prędzej. Chwyciłam wilki za pyski i przyciągnęłam do siebie. - Macie je zawieść do Toshiko i reszty, bezpieczne.
Spojrzały na mnie i ruszyły czym prędzej, a ja ruszyłam biegiem za nimi. Ogień może nie robił mi krzywdy ale gorzej z budynkami, które się waliły. Robiłam uniki ale przed jednym nie  zdążyłam i przygniótł mnie. Chciałam go podnieść ale nie mogłam, nogę miałam pogruchotaną. Zobaczyłam, że leci na mnie inny kawałek budynku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz