piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział 29

Angela

Brama się otworzyła z głośnym hukiem spadając na ziemie. Bez wahania ruszyłam do przodu.Weszłam i zobaczyłam tylko jakieś chaty, puste. Jednak nie one mnie interesowały a duży zamek. Ruszyłam tam powoli, zauważyłam, że prawa strona była pełna roślin, bujne wijące się wszędzie, a lewa była przeciwieństwem. Miała rośliny ale dużo mniej i na dodatek wiało tu i to mocno ale o dziwo nie sięgało to prawej strony. Jakby odgradzała je jakaś niewidzialna ściana. Znalazłam się przed schodami prowadzącymi do drzwi zamku. Były piękne jak diament. Otworzyłam je lekko popychając i zobaczyłam trony. Było ich pięć i każdy miał symbol żywiołu. Od prawej : powietrze, ogień, błyskawice, woda i ziemia. Podeszłam bliżej nie pewnie i pojawiły się postacie na tronach. Ogień, woda i błyskawica to były kobiety, zaś powietrze i ziemia to mężczyźni. Każdy wyglądał jak człowiek ale pod postacią żywiołów.
- Witaj. - Odezwała się Kobieta Ogień, a reszta żywiołów kiwnęła głową.
- Witam. - Odpowiedziałam ale było mi z tym dziwnie. Nie wiedziałam gdzie się znajduje. Nie wiedziałam kim są oni. Wypuściłam powietrze z ust.
- Masz dużo pytań. - Usłyszałam głos i spojrzałam na Powietrze.
- Słyszysz moje myśli?
- Tak. - Odpowiedział i ruszył w moją stronę. - Ty też potrafisz. Tylko tego nie wiesz. - Zastanawiałam się nad tym co powiedział ale nie rozumiałam.
- Kim jesteście? - Może jak uzyskam odpowiedz będę wiedziała. - Nie...- Pokręciłam głową. - Zadanie pytanie kim jesteście jest głupie. Wiadomo kim jesteście. - Przeczesałam ręką włosy. - Czym jesteście?
- Dobre pytanie. - Uśmiechnęła się Woda. - Od zawsze byłaś bystra, a odpowiedź jest prosta. - Uniosłam brew. - Jesteśmy żywiołami.
- Jesteśmy połączone z tobą od dziecka. - Odezwał się gruby głos Ziemi. - To była prośba twojej matki kiedy się urodziłaś. - Otworzyłam szerzej oczy. - Twoja matka, Anabel widziała w tobie dobroć i dużo siły więc poświęciła swoje życie by połączyć ciebie z nami. - Czułam jak poleciała mi łza po policzku.
- Chociaż tego nie musiała robić. - Odezwała się w końcu Błyskawica. - Ciebie i nas łączył już szybciej więź nie do zerwania.
- Chwila. - Nabrałam powietrza by się uspokoić. - Ale dlaczego poświęciła się dla mnie? Przecież...
- Twoja matka tylko w tobie widziała dobroć! - Zagrzmiał Ogień. O dziwo uspokoiło  mnie to. - Anabel był na skraju śmierci. Dlatego się poświęciła. Była bardzo dobrą kobietą ale trafiła na złego mężczyznę.
- Rozumiem. - Odpowiedziałam. Z jednej strony cieszyłam się, że to usłyszałam ale z drugiej było mi z tym smutno. - Gdzie jestem?
- Jak zawsze tłumisz swoje uczucia i cierpisz. - Odezwała się lekko uśmiechając się Woda ale w jej oczach widziałam ból. Spuściłam  wzrok. - To nic złego ale przez to możesz kiedyś oszaleć. Musisz znaleźć kogoś kto ciebie wysłucha.
- Jesteśmy w twojej podświadomości. - Powietrze się odezwał i stanął w końcu obok mnie i chwycił rękę. - Twoja podświadomość stworzyła to miejsce specjalnie dla nas. By żyło nam się dobrze. - Pociągnął mnie do góry i polecieliśmy. Czułam się lekka jak piórko. Lecieliśmy w stronę wysokiego sufitu, a na ścianach można zobaczyć było rysunki. Przeszłość żywiołów. Były piękne ale smutne. Każdy przeżył coś strasznego. Sufit był płaski i zaczął się otwierać w kształcie ramion trójkąta. Wylecieliśmy i zobaczyłam całe królestwo.
- Przód już widziałaś ale to jest ziemia Powietrza i Ziemi. Nie przepadają za sobą ale cieszą się, że są obok siebie. - Mówił to w trzeciej osobie ale jak spojrzałam na niego widziałam, że się cieszy. Czułam to. - Za pewne nie zauważyłaś tego ale ten zamek należy do Błyskawicy. - Przeniosłam swój wzrok w dół i teraz zobaczyłam, że otaczają go błyskawice.
- Piękne.
- Tak, są piękne. Spójrz na tył  zamku. - Zrobiłam co kazał i zobaczyłam po prawej stronie wodę. Były tam rzeki, wodospad, jeziora a tam różne zwierzęta wodę. Pięknie to się komponuje, różne odmiany niebieskiego. Po lewej był Ogień. Trudno było to opisać jak wygląda. Ziemia to lawa, a domu z ognia i jakieś małe stworki ogniste. Były małe, z uszami i ogonami. Dziwnie to wyglądało ale jakże pięknie i potężnie. - Piękny widok prawda?
- Tak i aż się dziwie, że coś takiego jest w mojej podświadomości. Nigdy bym nie pomyślała. - Spojrzałam na niego. - Ale ciągle nie wiem co tu robię i czemu was spotkałam.
- Jesteś tutaj dopiero teraz bo dziś dołączyła do nas Ogień. Nigdy tego nie zauważałaś ale jak widzieliśmy ciebie od razu w ciebie wchodziliśmy. Czuliśmy z tobą dużą więź. Chcieliśmy dać i też znak, że jesteśmy z tobą. - Poczułam jakieś ciepło. - Czas już na ciebie. - Spojrzał na mnie. - Zobaczymy się jeszcze i pamiętaj ciągle jesteśmy z tobą. - Dotknął mojego czoła i poczułam jak spadam i spadam.
Ocknęła się wtulona w Toshiko. Odetchnęłam. Delikatnie uwolniłam się z jego ramion, wstałam i skierowałam się w stronę łazienki. Stanęłam pod prysznicem i wypuściłam ciepła wodę. Czułam jak mięśnie mi się rozluźniają, cała się odprężam. To było przyjemne uczucie. W końcu wyszłam i obwiązałam się ręcznikiem. Jak się nie myliłam miałam chyba jeszcze jedną torbę u Toshiko z ubraniami, której nie zdążyłam wziąć. Otworzyłam drzwi i zobaczyła Toshiko z podniesioną ręką. Czułam jak policzki mnie pieką.
- Tu jesteś. - Widać było, że odetchną.
- Martwiłeś się? - Zapytałam.
- Oczywiście, że tak. - Odpowiedział i się lekko zarumienił, a jeszcze bardziej kiedy jego wzrok przeniósł się niżej. - Odchrząknęłam.
- Pozwolisz, że pójdę po ciuchy bo jak się nie mylę ciągle powinna być tu moja jedna torba. - Potrząsnął głową.
- Em... tak, tak. - Odsunął i ruszył do szafy. -  Choć. Jest tutaj. - Wyciągnął moją torbę i podał.
- Dziękuje. - Położyłam ją na ziemi i otworzyłam. Wyciągnęłam to co trzeba i poszłam z powrotem do łazienki. Ubrałam na siebie stanik w kolorze czerwonym i krótkie spodenki czerwone na to przyczepiłam materiał z paskiem, czarny. Materiał miał wcięcie od lewego biodra i sięgał mi do kolan. Do tego buty do kolan na obcasie i rękawiczki bez palców do łokci te czarne. Wyszłam i skierowałam się do kuchni skąd słyszałam odgłosy. Zobaczyłam jak Toshiko robi kanapki. Podeszłam do niego bezszelestnie i wzięłam kanapkę.
- Mmmm...pyszna. - Powiedziałam, a on spojrzał na mnie w szoku.
- Dziękuje. - Spojrzał na mnie od góry do dołu i uśmiechnął się. - Ślicznie wyglądasz. - Odwrócił się do mnie i położył ręce na moich biodrach. - Bardzo ślicznie. - Szepnął i pochylił się w moją stronę, a ja podciągnęłam się do góry by złączyć nasze usta. Dzieliły nas milimetry... kiedy do naszych uszu dotarł dźwięk pukania do drzwi.
- Zobaczę kto to. - Puścił mnie i poszedł w stronę drzwi. Zacisnęłam usta w wąską linie i spuściłam głowę. Było tak blisko. Zirytowało mnie to. Usłyszałam kroki i spojrzałam. To była Lin z Martą i Nana. Nana podbiegłą do mnie i przytuliła się. Objęła mnie wokół pasa.
- Witaj. - Schyliłam się w jej stronę i podniosłam. Przyciągnęłam, a ta objęła wokół szyi, a nogami wokół pasa.
- Tęskniłam. - Szepnęła i poczułam jak jej łzy lecą.
- Ja też. -  Wtuliłam twarz w jej szyje.
- Przepraszam, że tak wcześnie ale Nana chciała ciebie już zobaczyć. - Odezwała się Lin i uśmiechnęła lekko w moją stronę. Odwzajemniłam to, choć nie do końca szczerze. Miałam znowu złe przeczucie ale odrzuciłam je.
- Dziękuje. - Ruszyłam w  stronę wyjścia.
- Gdzie idziesz? - Zapytał Toshiko. Przeniosłam na niego swój wzrok i zobaczyłam, że trochę posmutniał.
- Do domu. Trzeba tam posprzątać. - Uśmiechnęłam się i wyszłam. Szłam powoli do domu trzymając Nana na rękach. Otworzyłam drzwi do nie wielkiego domu. Były tu dwie sypialnie, salon, łazienka i kuchnia. Tyle wystarczyło miejsca. Nie lubiłam mieć nic nie potrzebnego w domu. Dla mnie był to balast, który mi się nie przyda już więcej. Ściany były gołe, nie miałam czasu żeby coś na nich powiesić ale nawet gdybym miała to i tak bym nic tam nie powiesiła. Postawiłam Nana na ziemi, a ta od razu pobiegła do swojego pokoju. Westchnęłam i ruszyłam do salonu. Ściany tu malowałam w ogniste barwy. Wyglądały jak żywe ale nie dokończyłam jeszcze. Wzięłam farby, które zostawiłam i zaczęłam dokańczać.
- Piękne. - Usłyszałam Nana i spojrzałam na nią.
- Głodna? - Zapytałam ostatni raz machając pędzlem.
- Tak. Te płomienie wyglądają jak żywe. Jakbyś żyła pośród nich. - Wytarłam ręce w ręcznik i podeszłam do niej.
- Choć zrobię coś dobrego. - Ominęłam ją, a uśmiech mi zszedł z ust.

***

Białowłosa dziewczyna stała przykuta do ściany i patrzyła z przerażeniem na mężczyznę stojącym przed nią. Znała go. Znała go aż za bardzo.  Od 5 roku życia aż do 10 była więziona z innymi dziećmi i wykorzystywana.
- Pamiętasz mnie? - Zapytał donośnym głosem. - To dobrze. Cieszy mnie to. W końcu ciebie dopadłem. Uciekłaś ode mnie ale znowu wróciłaś. Było mi smutno bez ciebie. - Mówił to  i podchodził do niej powoli. - Musimy nadrobić to co straciliśmy.
- NIEEE....!!! - Krzyknęła przerażona Mei ale to nic jej nie dało. Zaczął robić z nią to co kiedyś. Gdy skończył tylko płakała. Wróciły do niej wszystkie wspomnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz