niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 30

Mei

Żyłam z bogatą rodzinną. Matka i Ojciec zawsze byli weseli i szczęśliwi. Byłam szczęśliwa żyjąc z nimi. Nie myślałam wtedy, że coś może to zniszczyć. Zniszczyć i obrócić moje życie o 180 stopni. 
Bawiłam się z mamą w moje 5 urodziny. Dostałam dużo prezentów i je teraz otwierałam, pokazując je  mamusi. Tata był gdzieś na wyjedzie i było mi smutno ale mama robiła wszystko byle bym o tym nie myślała. Usłyszałam pukanie i spojrzałam na mamę. Ta poszła zobaczyć kto to. Usłyszałam dziwne dźwięki.
- Mamo? - Zapytałam i wstałam podchodząc powoli do drzwi od salonu. Wychyliłam głowę i zobaczyłam jak mama leży na ziemi wtedy nie wiedziałam, że została zamordowana. Mężczyźni zobaczyli mnie, a ja wyszłam. - Czemu mama leży? 
- Twoja mama śpi. - Odezwał się mężczyzna o czerwonych włosach i oczach koloru srebra. Podszedł do mnie i wziął na ręce. - Śliczne z ciebie dziecko. Wyrośniesz na piękną kobietę. 
- Dziękuje. - Odpowiedziałam szczęśliwa, a on mnie wziął. - Gdzie Pan mnie bierze? - Zapytałam widząc jak oddalam się od domu.
- Do lepszego miejsca. - Odpowiedział, a mi zaczęły łzy lecieć.
- Mamo!! - Krzyczałam na cały głos ale nie słyszała mnie, a ja się oddalałam coraz bardziej. Aż w końcu zniknął mi z pola widzenia. Szliśmy wzdłuż lasu, robiło się coraz ciemniej, a łzy nie chciały przestać lecieć. Myślałam wtedy, że rodzice mnie nie kochają i oddali mnie. Jakże ja się myliłam ale no cóż byłam tylko dzieckiem, które nie dużo rozumiało. Jeszcze...
Zaprowadził mnie do jakiegoś zniszczonego domu w środku lasu. Poszliśmy w dół schodów i przez jakiś ciemny korytarz szliśmy. Otworzył jakieś kraty i zobaczyłam mnóstwo dzieci w różnym wieku. Były przykute do ściany, posiniaczone i krwawiły w niektórych miejscach. W większości były tu same dziewczyny ale było też kilka chłopców.
Tydzień. Tyle mi wystarczyło by zobaczyć jak tu żyją i jakie obowiązują tu zasady. Byłam przykuta do zimnych kajdan. Byłam skulona, poobijana, posiniaczona i skrzywdzona. Łzy mi leciały w brew mojej woli ale nie płakałam głośno czy coś. One tylko leciały po policzkach. 
- Hej jak masz na imię? - Usłyszałam głos dziewczyny dobiegający obok mnie. Była ode mnie starsza.
- Mei, a ty?
- Ena. - Odpowiedziała. - Nie płacz łzy ci nie pomogą tutaj ale i tak jesteś bardzo odważna. Przyda  się ktoś kto będzie ich podnosił na duchu, ja już nie daje rady. Za długo już w tym siedzę i mój czas dobiega końca. - Uśmiechała się lekko i zamarł jej uśmiech na ustach. 
Po miesiącu zrozumiałam sens jej słów i zaczęłam pocieszać inne dzieci. Uśmiechałam się mimo bólu. Chociaż miałam rany to uśmiechałam się. Nie którzy ci starsi nazywali mnie idiotką, a nawet chorą psychicznie. Nie przejmowałam się tym. Uśmiech dawał mi siłę i przypominały mi się chwile spędzone w domu. Te wspomnienia dawały mi sił by się nie podać i nie popadną w paranoje.
 Nie wiem ile już tu była ale czułam, że się zmieniam ale przez te rany na twarzy nie mogłam zobaczyć różnicy ale miałam dłuższe włosy, brudne jak smoła, a były białe niczym śnieg. Moje oczy pomarańczowe ale już nie świeciły dawnym blaskiem ale tliło się w nich iskierka nadziei, że w końcu zobaczę upragnione promienie słońca i znowu poczuje wolność. Wszystko powtarzało się w kółko. Straciłam rachubę czasu.  Koło się toczyło i toczyło i pragnęłam, żeby się to już skończyło. Zaczynała padać mi już psychika ale robiłam wszystko by tak nie było.
Już miałam się załamać kiedy wyprowadzili nas na dwór. Słońce mnie raziło w oczy ale było to przyjemne uczucie. Nie wiedziałam gdzie nas pchali ale miałam przeczucie, że zmieniamy tylko miejsce. Szliśmy od 2 dni, a każdy opadał z sił. Nagle 4 dnia zaatakował nas stado zwierząt. Każdy panikował. Słychać było strzały, krzyki i różne odgłosy. Zostałam odepchnięta w bok i upadłam na ziemie. Przeczołgałam się trochę zdezorientowana i wykorzystując okazje wstałam i zaczęłam uciekać. Słyszałam za sobą odgłosy łap biegnących za mną. Uciekałam najszybciej jak mogłam ale mięśnie miałam jak z waty. Upadłam i zadrapałam kolana. Potknęłam się o jakiś kamyczek. Odwróciłam się przodem do stworzenia i zobaczyłam czerwone ślepia, ostre kły niczym sztylet i smród prosto z pyska. Zatopił we mnie swoje kły i błagałam o śmierć. Straciłam przytomność. Miałam nadzieje, że to konieć. Koniec mojego życia ale myliłam się. Obudziłam się i zobaczyłam sufit. Chciałam szybko wstać ale poczułam ostry ból w lewym ramieniu.
- Połóż się i odpocznij. - Odezwała się kobieta o fioletowych włosach i czarnych jak noc oczach. Wyglądała jednym słowem strasznie. Surowy wyraz twarzy, groźne spojrzenie i w ogóle cała postawa negatywnie nastawiona. Chwyciłam kołdrę i przykryłam się nią szczelniej, ukazując tylko przerażone oczy. Zaśmiała się cicho. - Wyglądasz jak spłoszony kot. - Śmiałą się tak chwile jeszcze ze mnie ale w końcu się opanowała. - Wybacz. - Wzięła jeszcze głęboki oddech i uśmiechnęła lekko. - Już nic ci nie grozi. Jesteś bezpieczna. - Wyciągnęła lewą rękę i pogłaskała mnie po głowie. 

To były wspomnienia, które chciałam pamiętać bo nauczyłam się wiele i poznałam nowych przyjaciół, lecz jednocześnie chciałam o tym wszystkim zapomnieć. O tym bólu, upokorzeniu, wstydzie. O...całym tym cierpieniu ale znowu wszystko powróciło. Znowu spotkało mnie to samo. Nie wiem ile minęło czasu ale wystarczająco dużo by znowu do mnie przyszedł. Rozpiął spodnie i zsunął je z bokserkami tuż przede mną. Podniósł lekko moją sukienkę, rozszerzył nogi i wszedł we mnie. Jęknęłam. Chociaż powinnam przyzwyczaić się do tego bólu, do jego śmierdzące oddechu, błądzących po moim ciele rąk. To nie mogłam. Od nowa za każdym razem to przeżywałam i słuchałam jego jęki, westchnienia i sapania. Jechał po mnie jak po jakiejś lalce bez uczuć, bez życia. Jakbym była jego marionetką, a on może ze mną robić co chce i tak właśnie było. Robił ze mną wszystko, na mnóstwo różnych sposobów, które sprawiały mi tylko ból, a jemu wręcz przeciwnie. Doszedł we mnie jak zawsze i zostawiał w takim stanie. Chciałam się skulić ale nie mogłam. Chciałam płakać ale łzy mi w niczym nie pomogą. Wystarczyło, że same mi leciały.
Jak długo? Jak długo mam tu znowu siedzieć i to przeżywać?
Tylko te pytania mi chodziły po głowie, a moje łzy zaczęły zmieniać się w lód.  Zaczęłam śpiewać:
Znowu jestem samaaa. W czterech ścianach. 
Jest tutaj ciemno i strasznie ale jednak czuje to wszystko wyraźnie.
Znowu to przeżywam. Chociaż tego nie chciałam. 
Chce zobaczyć promienie słońca! Chce poczuć co to wolność!
Było mi dane to ale znowu odebrano!
Muszę żyć w samotności. To moje drugie ja! 
Nie mogę okazywać uczuć bo to mnie może zniszczyć. 
Chciałam żyć szczęśliwie ale znowu wyszło na przeciw.
Nigdy nie zażyje spokoju. Ciągle mnie tu maltretują.
A gdy jestem tego bliska oni się pojawiają.
Chce zobaczyć promienie słońca! Chce poczuć co to wolność!
Pokazać wszystkim, że coś takiego istnieje.
Ale jak mam to zrobić? Skoro ciągle jestem więziona!
Chce zobaczyć promienie słońca! Chce poczuć co to wolność... 
Łzy spadały z moich policzków i roztrzaskały się na ziemi w postaci lodu. Słyszeć było tylko cisze pęknięcie.

***

Angela

Jadłam obiad  z Nana w milczeniu. Jak zawsze. Robiło się już późno. Prawie pora do spania, a my jemy obiad dopiero.
- Dziękuje to było pyszne! - Zawołała, wstała od stołu i odłożyła talerz do zlewu. - Dobranoc. - Uściskała mnie i pobiegła do pokoju. Po chwili jak sama zjadłam, pomyłam i ruszyła do swojej sypialni. Położyłam się i zasnęłam. Słyszałam śpiew. Smutny i zrozpaczony. Śpiewała o wolności, której chce w końcu zażyć. To był kobiecy głos i bardzo mi znajomy ale nie słyszałam za bardzo bo głuszyły go lodowe łzy spadające na ziemie. Były głośne, a jak spadały można było usłyszeć ich lament i prośbę, żeby ją uwolniła. Zbudziłam się i poczułam jak poleciała mi jedna łza. Starłam ja i szybko wstałam, ruszając biegiem w stronę Natsu. Czułam jego zapach i zapukałam do drzwi. Schodził po schodach i otworzył drzwi.
- Angela? - Zdziwił się na mój widok.
- Mam prośbę. Popilnujesz Nana? Ja muszę załatwić pilną sprawę. - Spojrzał mi głęboko w oczy i kiwnął sztywno głową. Uśmiechnęła się do niego.
- Dziękuje. - Odpowiedziałam i od razu odwróciłam się, przywołałam Subsidio. Biegł coraz szybciej przez las. Kierowałam się uczuciem w głębi serca które mnie prowadziło do niej, aż cienka nitka srebrna wyleciała z serca i prowadziła. Wilk tylko przyśpieszył biegnąc za nią. Dookoła nas leciały różne małe świecące się owady. Rozglądałam się dookoła. Nigdy nie widziałam tych stworzeń. Tam gdzie ja żyłam nie było życia. Zabijano słabych. Spuściłam głowę ale po chwili podniosłam ją spojrzałam przed  siebie. Znowu pozbawiłam się uczuć wszystkich. Zawsze tak robiłam, tego mnie nauczono i zostało to już we mnie zakodowane.

2 komentarze:

  1. super extra :D bardzo fajna notka mogłabym czytać bez końca <3 :) naprawdę świetne czekam na więcej ♥_♥

    OdpowiedzUsuń