czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 34

Wen

Słyszałem jej krzyk. Krzyk rozpaczy i bólu. Chociaż byłem w środku miasta słyszałem jej głos. Ruszyłem do szpitala skąd dobiegał. Nie wiedziałem co się dzieje ale wiedziałem, że coś złego i to bardzo złego. Wyczuwałem moc i to potężną. Biegłem najszybciej jak mogłem i zobaczyłem jak 2 mężczyzn ubranych na czarno ciągnie Mei. Wkurzyłem się i jednocześnie uśmiechnąłem. Posługiwałem się wiatrem więc nie musiałem podchodzić by im przywalić.
Zacisnąłem rękę w pięść i ruszyłem ją do przodu. Wiatr zrobił to samo i przyłożył im. Odlecieli kawał drogi, a ja dotarłem do Mei. Była nieprzytomna i tyle. Mieli szczęście, że więcej nie zrobili ale i tak byłem zły. Spojrzałem na nich. Stali i wyciągnęli miecze , a na nich był wąż.
- Opichus. - Mruknąłem i ruszyli na mnie. Jeden zamachnął się i zrobiłem unik, a drugiemu przywaliłem nogą w brzuch i poleciał dzięki wiatrowi.
Mogłem robić co chciałem dzięki wiatrowi. Z dowolnej części ciała mogłem wytworzyć i ją wypuścić. Nie było to trudne ale jednak dla mnie czasami było. Użytkownik wiatru powinien być szczęśliwy, lekko myślny. Ogólnie pogodny i nie przejmował się niczym. Ja taki nie byłem. Jestem zamknięty w sobie i nie dopuszczam do siebie żadnych uczuć. Mei jednak była wyjątkiem i jej okazywałem. Może nie tak jak trzeba ale robiłem to. Starałem się ale była młoda i nie mogłem jej okazać tyle uczuć ile chciałem. Nie winiłem jej za to. To moja winna, że byłem gburem. Mei była przeciwieństwem mnie i to mnie do niej ciągnęło i... uszczęśliwiała mnie. Dlatego nie żałowałem niczego względem niej i nigdy nie będę.



Atakowali, robili uniki i blokowali. Wszystko tylko po to by zabić zielonowłosego Wena i białowłosą Mei. Wen mężnie walczył i nawet wygrywał.
- Powietrze jest częścią mnie, a ja częścią niej. Dlatego na me wezwanie przybądź i pomóż zniszczyć wrogów i unicestwić ich zło wokół. Ja jestem bramą do Powietrza i jako Pan musisz być mi posłuszny. Powietrze!! Pomóż mi!! - Krzyknął Wen.
Wiatr posłuchał jego zaklęcia i od razu odpowiedział na jego wezwanie. Zaklęcie jest potężne i niezwykle stare. Pochodzi z czasów Eru. Kiedy żyły smoki, elfy i wróżki. Teraz ich nie ma, a było to ponad milion lat temu jak nie dłużej.
Powietrze zrobiło tornado i porwało dwóch napastników wysoko w górę i zniknęli. Wen był wyczerpany. Zaklęcie znał i dużo energii brało. Myślał, że może odetchnąć ale mylił się. W jego plecy wbił długi, prosty miecz i na wylot wyszedł. Miecz wbił się w lewą pierś, bardzo blisko serca ale jednocześnie daleko. Odwrócił się do napastnika i.. nikogo nie było. Była tylko Mei na ziemi, która odzyskiwała przytomność. Podszedł do niej szybko i potrząsnął lekko.
Spojrzała na niego ledwo przytomna i zobaczyła go. Zobaczyła mężczyznę, którego kocha ale wyczuła też ten charakterystyczny metaliczny zapach, który aż poczuła w ustach. Ledwo usiadła ale siłą woli to zrobiła i zobaczyła wbity miecz w niego. Chciała coś zrobić uleczyć go. Już woda się wydobywała z ziemi lecz powstrzymał ją przed tym i pokręcił głową.
- Już za późno Mei. - Do jej oczy wpłynęły łzy. - Nie płacz. Ja i tak nie mógłbym z tobą być. To nie było możliwe.
- O czym...? - Zaczęła ale zasłonił jej usta palcem i zamilkła.
- Widzisz ja już od dawna byłem martwy i to była kwestia czasu aż nastąpi całkowity mój koniec, a byłem już temu bardzo bliski. Moja moc się już kończyła i dziś nadszedł ten czas. Żyje już ponad milion lat i jestem Elfem. Byłem potężny w moich czasach i przez tą moc mój duch nie mógł spocząć w spokoju i żyje tak od tamtych czasów i czekałem aż się wyczerpie. - Z jej oczy popłynęły łzy. Nie mogła w to uwierzyć. Człowiek, którego kochała był już dawno temu martwy. Podniósł rękę i dotknął jej policzka ocierając łzy. - Wybacz, że ci nie powiedziałem ale wiedz, że ten krótki okres który z tobą spędziłem był moim najlepszym czasem.  - Przyłożył czoło do jej. Miała zamknięte oczy. - Nie chciałem ciebie okłamywać ale też chciałem ci oszczędzić nie potrzebnych łez i jak widać nie udało mi się. Doprowadziłem do tego, że twoje uczucia do mnie się nasiliły i sprawiłem, że cierpisz. Gdybym wiedział, że tak będzie powiedziałbym ci to szybciej. Na spokojnie ale teraz jest coś ważniejszego do zrobienia. - Spojrzała na niego spod załzawionych oczu. - Musisz iść do Toshiko i powiedzieć mu jak uratować Angela. Wiem, że ci pomoże w tym trudnym okresie. Jestem tego pewny. - Spojrzał jej głęboko w oczy, a ona w jemu. - Kocham ciebie Mei. - Mówiąc to pochylił się i musnął jej usta, a gdy się przysunęła pocałował. Ich pocałunek był krótki ale namiętny. Miał w sobie mnóstwo uczuć od szczęścia, miłości, przyjaźni i zaufaniu, aż po smutek, rozpacz, żal i ból. Ból po utracie osoby ukochanej. Mieli mało czasu by się nacieszyć swoim towarzystwem ale Wen był szczęśliwy, że mógł ja poznać i się zakochać.
Rozłączył jej usta od swoich i spojrzał w oczy. Widział u niej mnóstwo uczuć względem jego i wiedział, że teraz będzie teraz dla niej znowu ciężki okres jednak wiedział, że nie zostawią ją  sama teraz.
- Musimy iść do Toshiko. - Me wstała za mała pomocą Wen i ruszyli do niego.
Wen w każdej chwili stawał się coraz bladszy lecz biegli dalej. Musiał zaprowadzić Mei do Toshiko. Czuł, że to jego obowiązek. Miał dziwne przeczucia, ze jeśli tego nie zrobi śmierć poniesie Angela i cała gildia.
Wbiegli jak szaleni do sali Angela. Toshiko wstał, a krzesło spadło z trzaskiem na ziemie i spojrzał na nich.
- Co się dzieje? - Zapytał bo wiedział, że nie tylko chodzi o Wen. Wiedział o nim od początku ale miał nadzieje, że nastanie to później.
- Chodzi o Angela. - Toshiko skupił się na Mei. - Wiem co jej dolega i wiem jak można ją uleczyć... - Zabłysły mu oczy z zachwytu ale po  chwili zgasły jeszcze szybciej gdy usłyszał następne słowa. - ... lecz zostało jej 3 dni życia. - Zrobiła chwile milczenia Mei. Mając nadzieje, że Toshiko coś powie ale nie zrobił tak tylko milczał. - Ma w sobie wirusa Enor.
- Enor?
- Wirus niszczy daną osobę w umyśle tym czum się posługuje. Jeśli to mag i posługuje się żywiołami, jak Angela. One go niszczą. Niszczą umysł i jednocześnie ciało. Zarażony nie jest tego świadomy. Krąży tam w umyśle uwięziony i nawet nie wie kiedy jest jego koniec. Po prostu to zanika i koniec.
Nie wiedział co ma powiedzieć. Milczeli, a Wen tym czasem zniknął z uśmiechem na ustach, że zrobił coś pożytecznego pod koniec swych dni i wie, że będzie obserwował Mei z Zaświatów. By była szczęśliwa i nie płakała....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz