sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 37

Toshiko

To co przeżywałem było ciężko określić. Widziałem początki magi i czułem to wszystko. Przeżywałem to wraz z Angela, która czasami krzyczała, a czasami była oazą spokoju. Po jakimś 10 pokoju zdałem se sprawę, że przeżywa to pięć razy bardziej niż ja i czuje więcej. Miała kontakt ze wszystkimi żywiołami. Tymi głównymi i pobocznymi. Ja czułem to tylko wtedy kiedy była Błyskawica. Nie rozumiałem tego. Jestem wojownikiem. a nie magiem. Nie powinienem tego odczuwać. 
Nie wiedziałem ile jest tu pokoi ale było coraz gorzej z Angelą. Widząc jej cierpiącą twarz mogłem tylko sobie wyobrazić co czuje. 
- Zaraz będziemy w ostatnim pokoju. - Powiedziała spokojnie jakby nie czuła bólu. 
- To dobrze. 
Cieszyłem się, że zaraz skończy się jej cierpienie. Przeżyliśmy w szybkim tempie 10 pokoi. Straciłem już rachubę w tym pokojach ale było ich mnóstwo i każdy był piękny na swój sposób. 
Teraz staliśmy na jakiejś ziemi i była burza. Niebo grzmiało i posyłało błyskawice. Ziemia się rozpętywała, pękała i wychodziła lawa. Wiatr wiał i stwarzał tornada. Piasek się unosił wysoko. Woda szalała na wszystkie strony niszcząc wszystko. 
- To jest koniec Świata i jego początek. - Odezwała się więc spojrzałem na nią. Klęczała trzymając się za głowę ale głos miała normalny. - To jest właśnie pokój gdzie są wszystkie Żywioły. 
Wiedziałem co mam teraz zrobić. Podszedłem do niej, objąłem i złożyłem pocałunek na jej ustach. Odwzajemniła to od razu. Przyległa do mnie. Zarzuciła ręce mi za szyje by być jeszcze bliżej mnie. Pocałunek z każdą chwilą był coraz gorętszy i namiętniejszy. Nasze języki się splotły. 
Gdy się tak całowaliśmy czułem mrowienie na ciele. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że świecimy. 
Wiedziałem, że to dobry znak. Żadne z nas nie przestawało, aż w końcu zaczęliśmy znikać. Nasze ciała zmieniały się w drobinki, które świeciły, aż zniknęliśmy z tego miejsca.

Ocknąłem się w sali. Leżałem na Angeli i miałem przy niej twarz. Usłyszałem jej jęk więc szybko wstałem. Jej ciało było normalne. Miała skórę, włosy. Nie leciała jej lawa z oczy i nie pociła się litrami wody. Była znowu sobą. 
Otwierała powoli oczy i znowu mogłem zobaczyć jej czerwone oczy. Tęskniłem za nimi, za tym kolorem. Dotknąłem jej policzka i pogłaskałem. 
- Hej. - Odezwałem się cicho do niej. Uśmiechnęła się do mnie słabo. 
- He..Hej. - Wychrypiała. - Dzię...kuje. - I ponownie zasnęła ale tym razem ze zmęczenia. 
Mogłem teraz odetchnąć z ulgi. Wyszedłem z sali i ruszyłem do domu. Musiałem się ogarnąć. Cały czas byłem przy Angeli, że nie dbałem o siebie. Mam nadzieje, że nie zauważyła jak źle wyglądam. 
Jak szedłem przez miasto ludzie dziwnie na mnie patrzeli. Nie dziwie im się. Ubrania potargane, brudne. Ja sam brudny, dawno też się nie myłem. Miałem już tygodniowy zrost i teraz mi to przeszkadzało. Szybciej tym się nie przejmowałem. 
Doszedłem do domu i od razu skierowałem się do łazienki. Rozebrałem i wszedłem pod prysznic. 
Poczułem się o wiele lepiej gdy się umyłem. Owinąłem ręcznik wokół bioder i spojrzałem na siebie w lustrze. Włosy były już przydługie i zasłaniały mi oczy. Na dodatek byłem wychudzony. 
- Gdyby Angela mnie zobaczyła w takim stanie tylko by się obwiniała. - Westchnąłem zrezygnowany i wziąłem nożyczki. Obciąłem włosy na krótko, tak jak lubiłem najbardziej, a potem wziąłem żyletkę i się ogoliłem. Chociaż to małe zmiany i tak poczułem się lepiej jak nowo narodzona osoba. 
Ubrałem się w czyste ciuchy i postanowiłem w końcu coś zjeść porządnie.
Po wszystkim poszedłem do Nana. Dawno jej nie widziałem. Na szczęście zajmowała się nią Lin i Natsu. Byli teraz na ogrodzie. Natsu bawił się z Martą i Nana. Zawsze lubił dzieci. Dobrze się z nimi czuł. Lin rozwieszała pranie. Byli szczęśliwi.
- Hej! - Krzyknąłem i pomachałem w ich stronę. Nana pierwsza na mnie spojrzała i podbiegła do mnie.
- Jak się czuje Angela? - Zapytała z przejęciem. Kucnąłem i pogłaskałem po głowię.
- Już o wiele lepiej. Jak chcesz możemy ją dziś odwiedzić ale może spać.
- Serio? Super. Stęskniłam się za nią. - Dziewczynka była bardzo radosna z tego. Pobiegła do Marty i Natsu zdając głośno relacje jakie jej zdałem, zaś Lin podeszła do mnie wolno.
- Więc jest z nią lepiej?
- Tak. Dużo lepiej tylko jest teraz zmęczona. - Uśmiechnęła się smutno.
- Taka młoda, a tak dużo już przeżyła.
- Co masz na myśli?
- Nie zauważyłeś. Podchodzi do wszystkiego z dystansem. Jest obojętna na wszystko. Musiała więcej przeżyć niż nam może się wydawać. Nie mówi nam wszystkiego.
- Masz rację ale ona kiedyś sama nam powie co się stało. Nie warto jej zmuszać.
- Racja.
- Idziemy? - Zapytała nagle Nana znajdując się przy moim boku.
- Jasne. - Wstałem i ruszyłem z nią. - Pa! - Krzyknąłem na odchody.

Siedzieliśmy dosyć długo przy niej, a ona ciągle spała. Powiedzieli, że jej organizm jest osłabiony i musi się wyspać. Po tym wziąłem Nana do siebie do domu.
Nana to spokojne i mądre dziecko. Nie sprawiało żadnych problemów, słuchało. Jest po prostu grzeczna. Zasnęła na kanapie  więc przykryłem ją i pogłaskałem po głowię.
Nigdy nie myślałem by mieć potomka. Nawet nie myślałem o związku  z kimkolwiek ale teraz gdy spotkał Angele. Myślałem o tym coraz częściej.

Angela

Otworzyłam oczy i zobaczyłam sufit. Rozejrzałam się dookoła i byłam w pomieszczeniu gdzie była jedna para drzwi i okna. Miałam przyczepione różne urządzenia i rurki do siebie. Odczepiłam je bo nie wiedziałam po co mi one. Wstałam z łóżka. Postawiłam nogi na podłodze i poczułam chłód. Zobaczyłam siebie jaka jestem wychudzona. Chociaż nie wiedziałam dlaczego ale uważałam, że to źle. 
Wstałam ale się chwiałam. Kiedy odzyskałam równowagę zrobiłam pierwszy krok i było dobrze. 
Robiłam kolejne kroki i kierowałam się w stronę drzwi. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam je. 
Sama nie wiedziałam gdzie idę, po co i dlaczego ale szłam przed siebie. Jacyś ludzie do mnie podchodzili i mówili bym wróciła. Odpychałam ich ognień. Zrobiłam z ognia macki, które odpychały wszystkich na mojej drodze. Wyszłam z budynku i szłam środkiem jakiejś wioski. Nikogo nie rozpoznawałam. Nie znałam. Nic nie pamiętałam. Wiedziałam tylko to, że to nie mój dom. 
Ogniste macki wszystko paliły na swojej drodze. Ludzi, drzewa, zwierzęta, domy. Wszystko trawił. Słyszałam tylko krzyki ludzi i jak biegali w te i z powrotem. Nie przeszkadzało mi to wręcz przeciwnie. Poczuła się lepiej z tymi krzykami, zapachem spalenizny i widokiem rozpaczy. Czułam się tak jakby to właśnie było moje powołanie. 
Jednak nie byłam pewna co ja robię i czy dobrze postępuje. Nic nie wiedziałam. Nie wiedziałam nawet kim ja jestem. Przez tą nie wiedzę czułam się o wiele gorzej. Czułam jak coś w środku we mnie płonie, a ogniste macki  zrobiły się większe i bardziej szalone, jakby czuły ten płomień we mnie. 
Jakaś grupa ludzi stanęła nie daleko mnie. Nie którzy mieli miecze, a u innych ręce świeciły różnymi kolorami. Na czele stał jakiś brunet, dobrze zbudowany. 
- Angela. - Powiedział z troską w głosie. Ten głos wydawał mi się znajomy ale jednocześnie daleki. 
- Kim jesteś? - Odezwałam się nie swoim głosem. Był dla mnie dziwny. Taki piskliwy teraz. 
Grupa ludzi musiała być zdziwiona moim pytaniem ale miałam wrażenie, że mnie znają. - Kim ja jestem? - Zapytałam już się łamiącym głosem.
Chciało mi się płakać. Nic nie pamiętałam, a byli ludzie, którzy coś o mnie mogą wiedzieć jednak oni milczeli. 
- Kim ja jestem?!! - Wrzasnęłam, a do ognistych macek dołączyła błyskawica. 
Razem tworzyły 12 macek i zaczęły walić we wszystko na wszystkie strony. Niszczyły wszystko i nie wiedziałam co z nimi zrobić. Nie wiedziałam jak nad nimi panować. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz