piątek, 6 listopada 2015

Rozdział 51

Hariko

Byliśmy na obrzeżach wioski Abala. Wioska znajdowała się w Kraju Wody pod opieką bogini Morza. Każda z mniejszych wiosek jak ta otaczała woda. Żeby do niej dojść trzeba przepłynąć wpław albo tratwą. Z daleka widać było światło. Pochodnie otaczały i staranie wyznaczały granice wioski.
Spojrzałem na Yoshii, która kucała przy mnie i obserwowała uważnie wioskę. Chodź nie okazywała uczuć to w jej oczach widziałem smutek i zwątpienie.
- Jesteś pewna? - Spojrzała na mnie i po chwili kiwnęła głową.
Na początku była napalona na to ale podczas podróży jej zapał zmalał, aż w końcu wygasł. Wstała powoli i weszła wzdłuż zbocza na brzeg wody.  Weszła niepewnie i zamoczyła po samą szyję. Poszedłem w jej ślady. Woda była lodowata, a przepłynięcie tego zajmie nam w najgorszym wypadku godzinę.
- W porządku?
- Jasne. - Szczęknęła zębami i popłynęła do przodu.
Ja nie miałem z tym problemu. Przyzwyczaiłem się do surowych klimatów ale Yoshii zaczęła w połowie drogi zwalniać, a usta zaczęły sinieć. Na nasze szczęście była noc i nikt nas nie zauważy oprócz zwierząt. Ryby okazały się bardzo bezczelne i potrafiły nawet w nas wpłynąć, a nie które gryzły.
Usłyszałem jak Yoshii syczy z bólu podpłynąłem do niej i chwyciłem za rękę, którą trzymała. Ryba mała ale o dużych i ostrych zębiskach wgryzła się w przedramię. Chwyciłem sztylet i dźgnąłem ją. Chwilę się jeszcze ruszała, aż zdechła i zelżał jej uścisk. Chwyciłem ją i wyrzuciłem jak najdalej.
- Dziwna ta ryba była. - Mruknęła cicho Yoshii bo znajdowaliśmy sie blisko brzegu.
- Pośpieszmy się. - Chwyciłem ją by przyspieszyć.
Dobiegły nas dziwne odgłosy chlupania i dźwięk. Nie dało się go określić ale jak najbardziej należał do zwierząt.  Dziewczyna zaczęła zwalniać, ręce i nogi jej drętwiały z zimna.
Poczułem ból w łydce i też zacząłem dotykać gruntu. Woda się pieniła blisko nas i co jakiś czas nas coś dziobało. Yoshii trzymałem na plecach, a w wodzie byłem po łydki. Ryby wyskakiwały z niej i próbowały nas ugryźć. Niektóre nas dosięgły i odrywały nawet spory kawał.
Suchy grunt był na wysokości mojej klatki piersiowej. Położyłem najpierw dziewczynę, a następnie sam się wspiąłem. Z naszych ciuchów niewiele zostało, a rany były na całym ciele. Na nasze szczęście małe. Yoshii trzęsła się z zimna więc ją objąłem szczelnie. Przywołałem wilka, który trzymał na swoim grzbiecie nasze plecaki. Wziąłem swój i wyciągnąłem koc. Okryłem nas i skierowałem się w najbardziej zacienione i ciemne miejsce. Alfa usiadł za mną i otoczył nas ogrzewając swoim ciepłem.
Nie wiedząc kiedy usłyszałem ćwierk ptaka. Otworzyłem oczy i oślepiły mnie promienie wschodzącego słońca. Spojrzałem na Yoshii i zobaczyłem rumieńce na jej policzkach. Cieszył mnie ten fakt.
Odkryłem ją i lepiej zobaczyłem rany. Krew zakrzepła. Alfa wstał i szturchnąłem Yoshii, która się przebudziła.
- Co jest? - Zapytała wstając.
- Straciłaś przytomność z zimna. Te ryby nas zaatakowały i odgryzły nam trochę skóry.
Słysząc to spojrzała na ręce i zobaczyła w mniej ugryzienia, a nawet brak skóry mniej więcej w odległości pięciu centymetrów. Skrzywiła się i zaczęła oglądać resztę ciała. Ubrania ledwo zasłaniały jej ciało, a ugryzienia były wszędzie nawet na policzku miała jedno. Chwyciła szybko plecak i wyciągnęła butelkę wody. Otworzyła i położyła na ziemi przed sobą. Usiadła w siadzie skrzyżnym i wystawiła ręce przed siebie. Zamknęła oczy. Przez chwilę siedziała spokojnie, oddychając miarowo. Po chwili jej usta zaczęły się ruszać ale nie wydobywał się z nich dźwięk. Włosy uniosły, a woda wraz z nią. Woda wyglądała jak żywa, poruszała się i rozdzieliła na dwie części. Choć wychodziła z tej butelki to się nie kończyła. Dotknęła mojej ręki, najpierw delikatnie, a potem rzuciła się otaczając całe ciało. Czułem jak jest mi przyjemnie i lekko. Uniosłem rękę, rany zaczęły się zagajać pozostawiając po sobie cieniutką różowa kreskę. Spojrzałem szybko na Yoshii i jej rany też zniknęły włosy opadły, a  woda się nagle cofnęła do butelki pozostawiając nas suchych.
- Jak...? - Nie wiedziałem jak dokończyć.
- Trochę znam sztuczek. Tej nauczyłam się od Mei. - Odparła, zakręcając butelkę i schowała z powrotem. Wyciągnęła ciuchy i patrzała na mnie przez chwilę. Na początku nie zaskoczyłem ale po chwili zrozumiałem ją i sam wziąłem ciuchy odwracając się do niej plecami.
Słyszałem ja rozrywa kawałki ubrań. Kusiło mnie to by się obejrzeć lecz mój kochany wilk mnie pilnował i obnażał zęby za każdym razem jak odwracałem lekko głowę w bok.
- Już. - Odezwała się, a ja spod byka spojrzałem na Alfe.
- Dzięki, Stary. - Mruknąłem do niego zakładając bluzkę i odwróciłem się.
Ubrała się w ciemne spodnie i bluzkę na ramiączkach do tego rękawiczki do łokci.
- Idziemy? - Zapytała z bladym uśmiechem. Chwyciłem ją za ramiona i patrzałem przez chwilę w jej oczy. - Coś się stało? - Była trochę zaniepokojona mion milczeniem  obdarzyłem ją uśmiechem.
- Chodźmy. - Ominął ją by iść jako pierwszy. Widział w jej oczach odpowiedź i wiedział co ma zrobić.
Sam zabije tą dziewczynkę by ona tego nie robiła na siłę. W raporcie opisze wszystko tak by wyszło, że ona to zrobiła.
Do wioski nie dzieliło nas mniej niż pięć minut. Wioska była sama w sobie była mała ale pola gdzie uprawiali warzywa były imponujące. Różne gatunki, które pierwszy raz widziałem na oczy.
W jednym z budynków albo chatek siedziały dzieci. Widać było je w oknie. Jakieś dziecko wstało by odpowiedzieć nauczycielce, inne gadały, a jeszcze inne notowały lekcję.
Wstało kolejne i była to nasza ofiara. Dziewczynka o jaskrawych włosach, ubrana staranie i elegancko. Biała bluzka w długi rękaw, zawiązana na kokardkę wstążką przy szyi, granatowa spódniczka. Cała idealna i córka najbardziej wpływowego człowieka w Kraju Wody, który oszukuje innych. Raz oszukał nas i teraz spotka śmierć jego kochanej córki jako kara.
- Poczekajmy aż wyjdą ze szkoły. - Odezwałem się do niej, a ta kiwnęła głową. Spędziliśmy w krzakach obserwując ludzi. Pracowali bez przerwy i ciężko.  Nie było w tym nic niezwykłego ale zafascynowało mnie to jak można żyć normalnie. Bez walki, strachu o życie, być po prostu człowiekiem.
- To niezwykłe, że można tak żyć. - Szepnęła mi do ucha Yoshii.
- To prawda. - Pocałowałem ją w czoło, a ta się wtuliła we mnie mocniej. Trzymanie jej w ramionach było boskie. Jej zapach mnie powalał.
Nie wiedząc kiedy czas nam uciekł i już zmierzchło. Dzieci ze szkoły zaczęły wychodzić. Nasza ofiara wracała do domu z kilkoma znajomymi. Szliśmy za nią wzdłuż paru drzew i mnóstwem krzaków. Ofiara zatrzymała się ze znajomymi na obrzeżach wioski by się pożegnać z nimi. Oni poszli do chatek, a ona przeszła między nimi na ścieżkę wydeptaną między polami warzyw.
Rozglądała się co chwile i wręcz biegła przez te pola.
- Złapiemy ją tam przy drzewach. - Palcem wskazałem miejsce gdzie ścieżka się z nimi ścierała.
Przyspieszyliśmy by ją dogonić. Wyciągnąłem rękę w jej stronę i chwyciłem za włosy w swoją stronę powalając na ziemię. Wtedy też przed twarzą coś mi świsnęło. Poczułem szczypanie na policzku i to jak ścieka stróżka krwi. Pojawiło się dziesięć osób z mieczami.
Dziewczyna chciała wstać ale położyłem na nią nogę przygniatając do ziemi. Widzące osoby uniosły automatycznie miecze do góry i szybko ruszyły na nas. Yoshii bez chwili zastanowienia pobiegła z mieczem atakując. Pierwszą osobę dźgnęła w brzuch, drugą pozbawiła głowy. Krew trysnęła na wszystkie strony brudząc cały krajobraz. Dziewczynka zaczęła wrzeszczeć z paniki umazana krwią. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Poruszyłem palcami gdzie poleciały iskry i powstały błyskawice. Wycelowałem w jej głowę palec wskazujący. Błyskawica przeleciała na wylot jej czaszki. Padła martwa z szeroko otwartymi oczami, które zachodziły mgłą.
Przeniosłem wzrok na napastników ale Yoshii właśnie pozbawiała ostatniego napastnika życia.  Spojrzała na mnie, a potem na ciało dziecka. Była więcej niż w szoku.
- Co ty zrobiłeś? - Zapytała głucho ciągle na nią patrząc.
- Chciałem ci pomóc wiec ją zabiłem. Gdybym zostawił ją w spokoju uciekłaby i powiadomiła swojego Ojca. - Odparłem spokojnie, a ta z furią w oczach podeszła do mnie i chwyciła za bluzkę.
- Jak mogłeś? - Była wściekła jak nigdy. Pierwszy raz widziałem u niej taką wściekłość. Westchnąłem czując, że nie opłaca się jej dłużej okłamywać. Chwyciłem ją za ręce przyglądając je do swoich policzków.
- Widziałem, że nie chcesz tego robić. Dlatego postanowiłem to zrobić, a przywódcy powiem, że ty ją zabiłaś, a ja ich.
Zobaczyłem u niej wahanie, a następnie odetchnęła. Oparła głowę o moją klatkę piersiową.
- Dziękuję. - Poczułem coś mokrego na bluzce więc puściłem jej ręce i przygarnąłem mocniej do siebie. - Dziękuję. Ja tak bardzo nie chciałam jej zabijać. Szczególnie jak ją zobaczyłam. Była taka młoda i śliczna. Tyle miała życia przed sobą, a... Ja...  - Głos się jej załamał w połowie zdania.
- Ciii... Już jest dobrze. Jest po wszystkim. - Pocałowałem ją w czubek głowy. - Nie pozwolę na to byś coś więcej takiego robiła i musiała przeżywać. - Kiwnęła głową na znak zrozumienia i wtuliła się bardziej we mnie.
Po dłuższej chwili dobiegły mnie odgłosy szczekania.
- Chodźmy stąd jak najszybciej. - Chwyciłem za rękę i pociągnąłem w stronę wody.
Światło pochodni szybko pozwoliło mi znaleźć granice. Na brzegu zobaczyłem pieniącą się pianę. Ryby wyskakiwały raz za razem obnażając swoje uzębienie. Rozglądałem się gorączkowo za czymś na czym możemy popłynąć. Na nasze szczęście nie daleko była tratwa. Nie wyglądała na stabilną ale powinna wytrzymać do drugiego brzegu.
Podbiegliśmy tam. Drzewo było spróchniałe i zgniłe gdzie nie gdzie, a sznury ledwo się trzymały.
- Płyniemy. - Oznajmiłem stanowczo i postawiłem pierwszy krok.
- Czekaj. Nie dopłyniemy na drugi brzeg na tym czymś. Utoniemy, a te ryby nas zagryzą na śmierć. - Trochę panikowała, dźwięk szczekających psów był coraz bliższy.
-  Z drugiej strony zostaniemy złapani i torturowani, a w najgorszym wypadku zagryzieni na śmierć przez te psy. Zaś jeśli użyjemy siły będziemy mieć bardziej prze chlapane. Więc? - Spojrzałem na nią, a ta nadęła policzki z oburzenia.
Mierzyliśmy się wzrokiem aż w końcu zrezygnowała i dołączyła do mnie na tratwę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz