sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 1 - Spotkanie

 ... Nigdy nie wiem co mnie spotka. Boje się tego co nie wiem ale nie okazuje tego, bo bym zginęła. Już dawno temu byłabym martwa.
Nasz świat dzieli się na zwykłych obywateli, Wojowników i Magów. Były też inne rodzaje ludzi ale chowali się przed złem. Zło przeważało nad dobrem lecz byli tacy, którzy w nic nie wątpili i mieli nadzieję. Nadzieję na lepsze jutro.
  
***
Porywisty wiatr wiał na górze. Matka natura dawał o sobie znać i ostrzegała by nie wspinać się na jej górę. Lecz znalazło się kilka śmiałków by się jej sprzeciw stawić . Była to największa góra w całym Królestwie Chaos. Najbardziej niebezpieczna. Nikt przy zdrowych zmysłach się na nią nie wspinał lecz ci śmiałkowie mieli cel. Bardzo ważny cel...

- Toshiko daleko jeszcze ?! - Krzyknął z samego dołu Yu Tian. Yu Tian jest wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzna o krótkich fioletowych włosach i czarnych jak noc oczach. Ubrany w zbroje Wojownika. 
Wspinali się właśnie na tą górę. Ledwo trzymali się ściany. Łącznie wszystkich śmiałków jest 15. 
Jedno spojrzenie w dół przyprawiało ich o lęk, zaczęli się bać,że spadną. Szczególnie kobiety, a byli bardzo wysoko, nie było widać nic na dole oprócz chmur, a nie byli nawet w połowie drogi. Śmierć jest natychmiastowa jak się spadnie i nikłe szanse na przeżycie.
- Nie wiem ale widzę grotę, zrobimy tam postój!! - Odkrzyknął Toshiko. Zdawał sobie sprawę, że wszyscy są zmęczeni. Weszli do groty, sprawdził czy wszyscy są i byli
z czego się cieszył. - Wejdźmy głębiej, prześpimy się, najemy i  pójdziemy dalej. 
Wszyscy skinęli głowa na znak zgody. Jak wchodzili głębiej zobaczyli światło, następnie ognisko, a przy którym siedziała kobieta. 
- Kim jesteś? - Spytał Toshiko.


  ***

Uciekałam nie patrząc przed siebie. Liczyło się tylko przetrwanie. Schodziłam po stromej górze, a w niej znalazłam grotę. Weszłam do ciemniej wnęki gdzie pachniało stęchlizną i wilgocią. Zostałam ciężko ranna. Rana ciągnęła się od lewego biodra, a kończył się pomiędzy piersiami. 
Rozpaliłam ognisko z niczego. Potrafiłam robić z ogniem wszystko, a nawet pozwolić mu się tlić na suchym powietrzu. 
Rana była szeroka i postrzępiona ale jak się przyjrzałam dokładniej w świetle ogniska rana uszkodziła tylko skórę i mięśnie trochę ale piekło niemiłosiernie.  Wystawiłam palec wskazujący, który zajarzył się płomieniem niebieskim. Krawędzie skóry zaczęłam ze sobą spalać.
- Kim jesteś? - Nagle usłyszałam. Przestraszyłam się i zjechałam płomieniem na bok przypalając skórę. Syknęłam cicho by następnie zaszczycić winowajce groźnym wzrokiem. Okazało się być ich więcej niż jednego. Najbliżej mnie był mężczyzna i jak mniemam to on zadał mi pytanie.
Wysoki, dobrze zbudowany, brunet o piwnych oczach. Od razu stwierdziłam, że jest przystojny i jest wojownikiem. Ubrany w zbroje złoto czarną, a do biodra ma przyczepiony ręcznie wykuty miecz najlepszej jakości. 
Był wrogo nastawiony, gotowy do ataku w każdej chwili ale spojrzał na mnie uważniej i zobaczył, że krwawię, od razu zmienił postawę lecz wzrok pozostał czujny. Po chwili skrzywił się czując smród przy jaranej skóry. Przyjrzał mi się uważniej. Skórę miałam oblepioną krwią.
- Krwawisz? - To było bardziej pytanie niż stwierdzenie. 
Obdarzyłam go kpiącym wzrokiem myśląc, że jest idiotą.
- Dobra. Przeprasza, głupie pytanie. - Przyznał po chwili gdy zrozumiał dlaczego tak na niego patrzę. - Jestem Toshiko, a ty? 
- Angela. - Odparłam i chciałam dokończyć zasklepianie rany lecz nie dał mi szansy.
- Pomóc ci?
- Nie trzeba, poradzę sobie.  - Oznajmiłam oschle i powróciłam do danej czynności.
Nawet nie minęła chwila gdy odchrząknął. 
- Czego? - Warknęłam poirytowana.
- Możemy zostać? - Zmarszczył czoło. Jak widać nie podobało mu się moje nastawienie ale co się dziwić skoro zadaje głupie pytanie, kiedy próbuje coś zrobić z raną.
- Jasne i tak zaraz idę.
Słychać było szelest i krzątanie się ich po grocie. Nastała nie zręczna cisza. - Po co tu jesteście?
- Czemu pytasz? - Znowu on się odezwał. Miał kojący głos ale zaczął mnie irytować, jakby inni nie potrafili zabrać głosu.
- Ciekawość ale nie odpowiadaj jak nie chcesz. - I nie odpowiedział.
Byłam wykończona, chciałam spać ale nie zrobię tego bo oni musieli przyjść. W końcu skończyłam zasklepiać ranę więc drugą ręką, wypowiadając odpowiednie słowa pojawiła się kulka wody. Wyczyściłam nią ranę, a to co mi zostało wypiłam.  Strzępki bluzki zerwałam, przywołując od razu stanik. 
Gdy skończyłam wstałam a wraz ze mną kobieta. Średniego wieku o pięknej karnacji, długich fioletowych włosach i onyksowych oczach. Po prostu piękna kobieta i jest magiem. Kij w jej ręce, a bynajmniej przypominał on kij był owinięty wstążką niebieską, a do tego miała przyczepione dzwoneczki. 
- Zostań i odpocznij. - Mierzyłyśmy się wzrokiem. Była stanowcza co mi się nie podobało, gdyż próbowała mi rozkazywać. 
Westchnęłam ignorując ją i ruszyłam się z miejsca, mijając ją chwyciła mnie za łokieć.
- Puść mnie. - Warknęłam ale nie wyrwałam się, trzymała mnie delikatnie. Nienawidziłam gdy ktoś mnie dotykał bez mojej zgody czy nie spodziewanie. Puściła mnie, a ja odetchnęłam w duchu.
- Zostań, nic ci nie zrobimy. - Mówiła bardzo łagodnie, jak do dziecka lecz wzrok wskazywał, że nie przepada za protestami.
- Lin ma racje. Zostań. - Odezwał się bardzo miły męski głos. Od razu odwróciłam głowę i zobaczyłam wysokiego blondyna o błękitnych jak niebo oczach. Ciemna karnacja idealnie do niego pasowała, a kremowe spodnie i jasna bluzka jeszcze bardziej to udowadniały. Jednym słowem ciacho. Różdżka mała świecącą na złoto zwisała wzdłuż biodra zdradzała jego status jako mag. Patrzył na mnie łagodnie. Odwróciłam czym prędzej głowę. 
- Nie mogę, muszę zrobić coś BARDZO ważnego, ale na pewno jeszcze się spotkamy. - Uśmiechnęłam się pod nosem i wybiegłam z jaskini. Słysząc protesty kobiety zwanej Lin.



  ***


Toshiko

Minęło kilka godzin i ciągle nie mogę zapomnieć o  Angeli. Na pierwszy rzut oka było widać,że jest młoda i jak na swój wiek przystało jest zgrabna, chuda i na dodatek
ma duże piersi. Długie czarne włosy do kolan, czerwone oczy i pełne usta. Ubrana była w kozaki ze skóry czarne do kolan, krótką spódniczkę czarną z czerwona obwódka, stanik tego samego koloru co spódniczka. Nie widziałem broni więc nie mogłem stwierdzić czy jest Magiem czy Wojownikiem. ( Od autora: Jej przywołanie ubrania było tak szybkie, że nie zauważył tego.)
Pokręciłem głową  rozglądając się dookoła. Każdy spał, a ja pilnowałem ich wszystkich. Świst mocnego wiatru było słychać głośno i wyraźnie jakby dawał znać, że nie odpuści do póki nie odejdziemy stąd. Mój wzrok spoczął na kulce ognia, która lewitowała nad podłogą i paliła się bez niczego. Choć była mała dawała dużo miłego ciepła.
Usłyszałem kroki, wyciągnąłem miecz i przygotowałem się na atak. Kroki przyśpieszały z każdą chwilą, a sapanie zdradzało, że jest coraz bliżej. Wybiegło dziecko i to nie takie zwykłe tylko dziecko Lin. Szybko podbiegłem do niej. 
- Nic Ci nie jest? - Spytałem chwytając jej twarz w ręce i uważnie obserwując czy nie jest gdzieś rana. 
- Nie... - I się rozpłakała. Odetchnąłem widząc, że naprawdę nic jej nie jest. 
- Lin! Wstawaj! Marta tu jest! - Krzykami obudziłem wszystkich ,włącznie z Lin. Spojrzała w moją stronę i zobaczyła u mego boku Martę. Napłynęły jej łzy, podbiegła czym prędzej do nas i chwyciła ją w mocnym uścisku. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie, żeby Lin płakała. 
- Już nigdy Ciebie nie stracę z oczu! Nigdy!
- Jak Ona tu się znalazła? - Zapytał mnie Neo, a jego zielone oczy błyszczały podejrzliwością. 
- Nie wiem, nagle przybiegła. Natsu choć ze mną! Sprawdzimy czy nikt nie poszedł za Małą.
Ruszyliśmy ale nagle ktoś mnie chwycił za rękę i pociągnął w dół. Spojrzałem okazało się, że to Marta, która patrzała na mnie błagalnie.
- Nie możecie iść. Ona mówiła, że mamy tu zostać na jeden dzień. - Wbiła we mnie oczy.
- Kto tak powiedział? - Kucnąłem przed nią z równając się z nią.
- Angela. - I znowu zaczęła płakać. Byłem zaskoczony tym co usłyszałem ale nie zadawałem żadnych pytań. Westchnąłem i pogłaskałem ją po głowie.
- Pójdziemy tylko sprawdzić czy nikogo tam nie ma i wracamy. - Uśmiechnąłem się do niej, a ona chwile popatrzała na mnie i skinęła głową. Poszliśmy czym prędzej gdyby chciałą podjąć drugą taką próbę.
- Ta kobieta.  Angela. Poszła uratować Martę. Hm.... - Natsu był bardziej ciekawy niż zaskoczony tą sytuacją.
- Jak widać.  Angela jest bardzo ....
Weszliśmy w ostatni zakręt i zobaczyliśmy Angele przyduszaną przez mężczyznę w ziemie. Jej twarz robiła się purpurowa przez braku powietrza.
- Gdzie ona jest?!! Gdzie jest dziewczynka?!! - Krzyczał przyduszając ją mocniej do ziemi.
- Mówiłam. Spadła mi. Zleciała na dół. Zejdź, a znajdziesz tam jej ciało. - Wysapała pomiędzy łapczywym łapaniem powietrza.
Wrzasnął wściekły, podniósł za szyje i cisnął nią w ścianę. Odbiła się i padła na ziemie, ledwo łapiąc upragnione powietrze. Mężczyzna podszedł do niej i zaczął kopać. 
Nie wiedząc czemu odniosłem wrażenie, że lepiej przeczekać na dalszy ciąg wydarzeń. Natsu chciał ruszyć jej na pomoc lecz go zatrzymałem i kazałem siedzieć cicho. Przeniosłem wzrok na nich.
Osłaniała się rękoma. Nagle szybkim ruchem między jego kopnięciami chwyciła go za nogę. Przewrócił się, wykorzystując okazje zmieniła pozycje. Usiadła mu na nodze, chwyciła i
skręciła mu kostkę. Mężczyzna jęknął ale chwycił ją za włosy odrzucił w bok. Obydwoje wstali równocześnie . On ledwo stał przez nogę, ona zaś ledwo oddychała, z jej
rany na brzuchu leciała krew ponownie krew.
W ręce mężczyzny pojawił się miecz i wycelował w czerwono oka.
- Co wybierasz? Śmierć czy oddanie mi dziecka? - Czerwono oka spojrzała na niego i się uśmiechnęła.
- Wybieram Twoja śmierć. - I pojawił się w jej ręce kosa. Kosa była czerwona z pięcioma ognistymi ostrzami , gdzie piąty na samej górze był ziejącym ogniem trupią czaszka,
Ruszyli na siebie. Pomimo tego że byli rani, poruszali się szybko.  Jeden nacierał na drugiego. Angela odskoczyła dalej, chwyciła oburącz kose  zamachując się gdzie powstało ogniste ostrze, które poleciało w prosto w mężczyznę. Oberwał lecąc do tyłu. Miał na klatce piersiowej szeroką ranę, która odsłaniała bijące serce. Ruszyła w jego stronę, stanęła na przeciwko niego podnosząc kosę i wbiła mu prosto w serce koniec kija, a on wtedy w stanął  w płomieniach. Jego krzyki agonii wydawały się nie mieć końca, zaś my byliśmy zaskoczeni i trochę przerażeni tym co zobaczyliśmy.


2 komentarze: