sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 2 - Ciepło drugiej osoby

Angela

Patrzyłam jak płonie. Ogień był ze mną od zawsze. Kochałam go za ciepło jakim mnie obdarowywał każdego dnia.
Spojrzałam na kose. Kosa nosiła nazwę Boiling Gory. Została wykuta z ognia i najlepszego kowala w cały kraju Chaos. Miał na imię Keiko Kazumi. Starszy mężczyzna w długich cyklamenowych włosach spiętych w konia i granatowych oczach, który całe życie poświęcił kowalstwu.
Sprawiłam, że kosa zniknęła. Miałam swój własny wymiar, gdzie mogłam przechowywać zbroje i broń, różnego rodzaju.
Zerknęłam w dół na ranę, krew uciekała. Było mi strasznie słabo, straciłam zbyt dużo krwi.
Usłyszałam kroki, spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Toshiko i niebieskookiego, którzy biegli w moją stronę. W ich oczach widziałam przerażenie. Zrozumiałam też, że musieli to widzieć za nim straciłam przytomność.
                                           
 ***

Pierwszą rzeczą, jaką sobie uświadomiłam po odzyskaniu przytomności było uczucie zimna pod plecami.
Jeszcze nie chciałam by ktokolwiek mi przeszkadzał więc ciągle miałam zamknięte oczy i oddychałam głęboko. Udając, że śpię.
Starałam się ocenić stan swojego ciała. Okropna rana na brzuchu, bolała znacznie mniej, zanim straciłam przytomność. Wyostrzyłam wszystkie zmysły oprócz wzroku.
Poczułam dym, a potem usłyszałam trzaski palącego się drzewa. Usłyszałam też śpiew ptaków, szum wiatru i rozmowy. Zawiał zimny wiatr, zadrżałam mimowolnie. Choć nie czułam zbytnio tego.
- Chyba, nie długo się ocknie. - Usłyszałam znowu ten sam kobiecy głos.
- Oby, jest nie przytomna od dwóch dni. - Odezwał się Toshiko. Głosy dobiegały dwa metry od mojej prawej strony. - Lin, połóż się spać. Ja popilnuje was.
- Ech... Dobrze ale jak będziesz zmęczony to mnie obudź.
- Wiem, obudzę.
I wszystko ucichło. Nie wiem ile tak leżałam, ale zaczynało mi być już strasznie niewygodnie. Więc w końcu postanowiłam otworzyć oczy przed sobą zobaczyłam czarnego kruka.
Pochylał się nade mną i tylko kilka cali dzieliło  mnie od jego straszliwego dzioba, który w dodatku był otwarty, z wysuniętym w moją stronę językiem.
Działałam instynktownie. Wrzasnęłam i nagle kruk odleciał, ale z nie własnej woli tylko Toshiko uderzył go. Słychać było jak uderza o drzewo i skowyczy z bólu. Machanie skrzydłami wskazywało, że się nie podaje lecz po chwili ucichło.
Usiadłam rozglądając się dookoła.  Nikogo nie obudziłam, choć było głośno.
Brunet dotknął mojego policzka , zmuszając mnie tym samym bym spojrzała  mu prosto w oczy.
- Spokojnie. Nic Ci już nie grozi. -  Patrzył na mnie spokojnie i z ciepłem w oczach. Dopiero gdy to powiedział zdałam sobie sprawę, że serce waliło mi jak dzwon. Wzięłam kilka głębszych oddechów by je uspokoić. 
W między czasie kiedy się uspokajałam odwróciłam wzrok by lepiej się rozeznać w terenie. Leżeliśmy na polanie, z jednej strony otaczał nas las, a z drugiej była góra na której byliśmy szybciej. Szczytu nie było widać, a dźwięk pędzącego wiatru było tu słychać wyraziście lecz nas nie dosięgał. Spojrzałam w niebo. Była noc , księżyc pięknie świecił. Jego blask sprawiał, że las przybierał barwę czerni, szarości, granatu i gdzieniegdzie fioletu, zaś góra przybierała barwę srebra, szafiru i atramentu. Gdzie nie gdzie można było w lesie zobaczyć ślepia zwierząt.
Noc jest to moja ulubiona pora dnia. Miała w sobie magię i dzikość. Wszystkie groźne zwierzęta budziły się do życia na polowanie, a ja byłam jedną z nich.
Słysząc jak ziewa spojrzałam w jego brązowe oczy, które od początku mnie w jakiś sposób przyciągały i fascynowały. Chciałam coś powiedzieć ale zapomniałam. Patrząc na niego czułam się jak idiotka więc spytałam o pierwszą rzecz która wpadła mi do głowy.
- Jak długo byłam nieprzytomna? - Zmarszczyłam brwi.
Znakomicie. Równie dobrze mogłam zapytać o pogodę.
- Dwa dni. - Odpowiedział od razu.
Nastała między nami cisza. Zastanawiałam się ci mu chodzi po głowie patrząc w jego oczy. Nie wiem ile trwała cisza między nami ale wystarczająco długo by przypomnieć sobie o niewygodzie. Westchnęła i spróbowałam zmienić pozycję ale opornie mi to szło.
- Czekaj, pomogę ci. - Toshiko chwycił mnie delikatnie i pomógł mi.
Najniezręczniejsze w całej tej sytuacji było to że, siedziałam pomiędzy jego nogami , opierając się plecami o jego klatkę piersiową. Mając na sobie tylko stanik i źle owinięty kawałek materiału na brzuchu czułam bijące ciepło od niego. Było ono bardzo przyjemne i miłe. Pierwszy raz czułam się w jakiś sposób bezpieczna.
Zdając sobie sprawę o czymś pomyślałam skarciłam się czym prędzej.
- Em... Powiedz jak znalazłaś się na górze?
Wiedziałam, że zada w końcu to pytanie ale nie miałam zamiaru mu nic na ten temat powiedzieć.
- Nie ważne.
- Dobrze, a dlaczego uratowałaś Martę?
- Bo miałam taki kaprys. - Westchnął, jak widać męczyła go taka dyskusja ale co poradzić. Nie ufam mu. Nikomu nie wolno ufać. Prędzej czy później i tak ciebie zdradzą.
Nie zadawał więcej pytań na ten temat, za co byłam mu wdzięczna. Choć i tak bym nie odpowiedziała na nic. Siedział i trzymał delikatnie w swoich ramionach. Nie miałam zamiaru się odzywać. O dziwo dobrze było mi tak jak jest. Czuć ciepło drugiej osoby przy sobie. Zamknęłam oczy wsłuchując się w pohukiwanie sowy, wycie wilków w oddali, szelest liści i szum wiatru, który muskał mnie delikatnie po policzkach w końcu do nas docierając.
Otworzyłam oczy. Nie wiedząc kiedy zasnęłam. Świtało, ja ciągle opierałam się o Toshiko, który smacznie spał pochrapując cicho. Postanowiłam wstać, nie budząc bruneta. Po kilku minutach udało się wstać nie budzą go, jakoś. Przykryłam go kocem, którym byłam szybciej zakryta, nie wiedząc kiedy.  
Wzięłam głęboki oddech żałując od razu tego. Rana dała o sobie znać. Ból był przeszywający. Gdy zelżał w końcu rozejrzałam się. Na środku było ognisko  z którego leciały resztki dymu a dookoła leżeli właśnie oni. Było ich 16 , 7 kobiet, 8 mężczyzn  i dziecko a konkretniej Marta.
Marta była pięknym dzieckiem o niebieskich włosach do pasa i brązowych oczach.Włosy miała spięte w dwa kucyki po bokach głowy. Grzywka opadała na jej śliczną buźkę. Ubrana była w sukienkę z długim rękawem o kolorach fioletu i bieli, miała też rajstopy czarne i białe buty.
Odwróciła się przez sen przytulając się do swojej mamy, którą była Lin.
Patrząc na nią zdałam sobie sprawę, że nigdy nie zapomni widoku kiedy zobaczyłam ja pierwszy raz.

 Wybiegłam z  jaskini. Spojrzałam do góry i zaczęłam się wspinać. Miałam dziwne przeczucie żeby wbić miecz nad jaskinią, więc i tak zrobiła. Wiele razy mnie on nie zawiódł więc i teraz w niego nie wątpiłam. Po kilku godzinach  wspięłam się  na sam szczyt. Na górze była płaska powierzchnia, co dziwniejsze tutaj wiatr nie wiał.
Miałam jeden cel, zabić mężczyznę, który chciał mnie schwytać za całkiem tani okup Przeszłam kawałek i zobaczyłam Go. Kopał małe dziecko po żebrach. Choć nie było ono moje poczułam wściekłość posyłając w jego stronę kule ognia. Nic nie zauważył zaobserwowany i oberwał. Poleciał kawał drogi prawie spadając w dół, zaś ja szybko podbiegłam do dziecka. Już miałam ją dotknąć kiedy oberwałam pięścią w twarz. Spojrzałam na przeciwnika i miałam go uderzyć , kiedy znowu oberwałam. Nie miałam jak się obronić, cały czas obrywałam. W końcu oberwałam pięścią w brzuch, gdzie znajdowała się ranna. Zgięłam się w pół i wyplułam krew. Niesamowicie mnie to bolało. Wykorzystując to że byłam zgięta, walnęłam go pięścią w brzuch. Zgiął się nieznacznie , chwyciłam go za ramiona i kolanem mu przyłożyłam prosto w twarz. Ciągle trzymając go za ramiona odrzuciłam go w bok. Zamiast polecieć prosto na ziemie, zniknął z mojego pola widzenia. Pojawił się przede mną i kopniakiem w brzuch posłał mnie prosto na jakąś skałę. Kopnięcie było mocne , nie mogłam złapać oddechu , jak i nie mogłam wstać. Po chwili odzyskałam kontrole nad ciałem.
Gdybym nie była ranna już dawno by nie żył.
Stał jakieś 5 metrów ode mnie. Trzymał za włosy dziecko, była to dziewczynka o niebieskich włosach. Nagle w jego drugiej ręce pojawił się miecz. Znałam ten miecz ponieważ raz mi go podwinął.
Jest to dość długi miecz o płaskim ostrzu. Na rękojeści ma zawieszone kółko i jest dwuręczny, a nosił nazwę Miecz magicznego ognia. 
- NIEEEEEEEEEEEEE


Marta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz