poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 5

Mei

Wiatr rozwiewał mi włosy na moim wierzchowcu Ducha Krwistego Konia. Dostałam go od mojej ciotki, która zmarła na moje 8 urodziny. Kochała pieniądze dlatego nazwałam go Dukat.
Byłam zadowolona. Uciekliśmy przed Pająkami Otchłani, jak dobrze pamiętam. Miałam się odezwać kiedy silny podmuch wiatru mnie zrzucił z konia i poleciałam prosto na drzewo. Zaparło mi dech w piesi. Pojawiła się włochate odnóże pająka. Jeden z długich włosków mnie dotknął. Czułam jakby mnie wsysało, a ja byłam bezradna. Rozejrzałam się. Nikogo nie mogłam znaleźć. Zaczęłam krzyczeć ale miałam wrażenie, że krzyczę w myślach a na głos nie mogę.
Spojrzałam na siebie, robiłam się przezroczysta. Jakby byłam duchem a nie człowiekiem. Nie chciałam tak skończyć. Nie chciałam chodzić po bezkresnej otchłani.
Zaczęły mi lecieć łzy. Wyciągnęłam rękę i chwyciłam się korzenia który wystawał i zaczęłam ciągnąć z całych sił. To była męka, z każdą chwilą opadała z sił, a pająk coraz mocniej mnie wciągał. Chciałam się poddać. Zamknęłam oczy i się puściłam.
Poczułam nagle, że ktoś mnie chwycił za rękę.
- Nie możesz się podawać!! - Wrzasnęła Angela. Wokół tali miała zawiązany bat bicz czarny ze skóry a drugi koniec z rękojeścią przywiązała do drzewa.
Ciągnęła mnie z całych , już trochę mnie wyciągnęła ale zobaczyłam, że drzewo zaczęło się łamać a było dosyć grube. Siła, która mnie wciągała była bardzo mocna.
Drzewo się złamało. Miało nas wciągnąć ale zatrzymałyśmy.
- Aaaaaaa.... - Zaczęła wrzeszczeć. Nie wiedziałam o co chodzi, dopóki nie zobaczyłam, że Angela się zgięła w pół.  Jej wilk ciągnął za rękojeść, a ktoś inny ciągnął za włosy Angele. Tą osobą był Wen. O zielonych włosach, rozczochranych w typowo męski sposób i bordowych oczach. Był dobrze zbudowany ale nie imponował mięśniami. Ubrany był w zbroje w odcieniach brunatnego i granatu.
- Ty chcesz jej pomóc czy mi głowę urwać?! - Warknęła czarnowłosa, przechylając głowę do tyłu.
- Wybacz. - Spojrzał na nią przestraszony.  Nie dziwie się, że tak zareagowała. Musiało to cholernie boleć.
- Puść moje włosy! Prędzej głowę mi urwiesz! Subsidio! Pociągnij z całych sił! - Wrzasnęła. Wen puścił jej włosy, a wilk, jak na zawołanie od razu spełnił jej rozkaz. Było widać że ją to boli jak tak ciągnął.
Nie wiem kiedy ale nagle przestało mnie wciągać a poleciała do przodu prosto na Czerwono oka i leżałam na niej a ona leżała na ziemi. Wilk nas ciągnął. Biegł bardzo szybko.
- STOP!!!! - Ryknęła Angela. Wilczysko się zatrzymało, a my się zatrzymałyśmy koło Subsidio. Dyszałyśmy ciężko. Próbowałam złapać oddech. Zeszłam z Angi. Inni już do nas podbiegli. Pytali się mnie czy nic mi nie jest. Odpowiadałam, że wszystko w porządku, bo tak było ale przejmowałam się Angela.  Wstała z ziemi i podeszła do swojego wilka. Wtuliła swoją twarz w szyje zwierzęcia. Otworzyłam szerzej oczy, całe jej plecy były zdarte i leciała krew. To moja winna. Pochyliłam głowę i znowu zaczęły lecieć mi łzy. Poczułam rękę na głowie. Spojrzałam do góry i zobaczyłam uśmiechniętą Angele.
- To dobrze, że nic Ci nie jest i to nie Twoja winna. Nie obwiniaj się za coś czego nie zrobiłaś. - Zmierzwiła mi włosy.
- Ale Twoje plecy, są całe zdarte. - Powiedziałam lekko załamana.
Zaśmiała się i pokazała mi całe plecy. Jedyny dowód na to że miała jakąś ranę był postrzępiony i brudny od ziemi stanik.
- Jak? - Zapytałam nie wierząc własnym oczom. Nie tylko ja byłam tym zaskoczona. Wszyscy byli.
- Ogólnie rzecz biorąc jestem Magiem i potrafię leczyć ale nie rozwinęłam tego do całkowitych możliwości. Na razie potrafię leczyć zadrapania i złamania ale nie potrafię leczyć trucizny i śmiertelnych ran.  - Wyjaśniła.
Tez chciałabym leczyć. Mogłabym ważne osoby leczyć.  W  końcu też byłam Magiem.
- Ten pająk? Co z nim ? - Zapytałam przerażona i spojrzałam w  prawo. Nie chciałam juz spotkać tego pająka. To było przerażające doświadczeni.
- Właśnie co z nim? - Zapytał Wen stając obok mnie. Cieszyło mnie to niezmiernie. Byłam w nim zauroczona. Chociaż różnica miedzy naszym wiekiem wynosiła 5 lat różnicy. Ja miałam 16 lat a on 21.
- Hm... Pająk nas nie ścigał. Przechodził po prostu obok, a jako że poczuł iż coś wsysa, to stał i czekał aż to wesa. Nie był głodny ale nie pogardzi jakąś przekąską.
Zaśmiała się cicho, wsiadła na Subsidia i ruszyła powoli. Wen podał mi rękę wstałam i wsiadłam na swojego rumaka Dukata. Zrównałam się z Angi.
- Czemu nazwałaś swojego wilka Subsidia? - Zapytałam ciekawska.
- Subsidia znaczy Ukojenie. Jest on dla mnie Ukojeniem na moje nerwy. - Uśmiechnęła się i pogłaskała go po łbie a on poruszył uszami i przekręcił łeb patrząc na nią z uwielbieniem.
Mijały godzinny. Robiło się coraz ciemniej.
- Tutaj rozbijemy obóz. - Zarządził Toshiko. Byliśmy w środku lasu, przywiązaliśmy wierzchowce do drzew i zaczęliśmy rozkładać śpiwory.
- Mogę się położyć koło Ciebie? - Zapytał ten znajomy, szorstki i głęboki głos, który tak uwielbiałam i znałam.
- Tak Wen, możesz.
Rozłożył obok mnie śpiwór i położyliśmy się patrząc w niebo. Po chwili usłyszałam miarowy oddech, spojrzałam na niego. Jego rysy złagodniały. Uśmiechnęłam się na ten widok. Cały czas patrząc na niego zasnęłam, oddając się w objęcia Morfeusza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz