sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 54 - Drugie ja

Hariko

Byliśmy nawet nie w połowie jeziora, a tratwa już się rozpadała. Głos szczekających psów był tak wyraźny, że to była kwestia chwili jak nas zauważą. Woda przed nami zaczęła się pienić i słychać było kłapanie  szczenek tych ryb.
- Chodź do mnie. - Chwyciłem ją w pasie przyciągając do siebie.
Z niewielkiej tratwy zrobiła się mała dla jednej osoby. Deski skrzeczały ledwo nas utrzymując, a sznury które je łączyły razem zaczęły powoli pękać w szwach. Utrzymywanie równowagi graniczyło się z cudem. Ryby nas otoczyły z każdej strony. Wyskakiwały jedna za drugą próbując nas dosięgnąć.
Coś przeleciało obok mnie zahaczając bok ucha i z głośnym pluskiem wpadając do wody.
Poczułem szczypanie na uchu i to jak zaczęła skapywać krew na ramię. Spojrzałem do tyłu. Psy skakały i próbowały wchodzić do wody lecz cofały się po chwili. Jednego psa dopadły ryby i wciągnęły do wody pożywiając się nim.  Ludzie miedzy nimi krzyczeli i rzucali czym mogli w nasza stronę.
- Łapać ich!
- Zabić ich!
- Zabili Panienkę! Muszą ponieść karę!
- Wracajcie tchórze! Zabić łatwo bezbronną dziewczynę!
Te i inne słowa rzucali w naszą stronę. Nie dziwiłem się im. Też byłbym na ich miejscu wściekły. Zabić bezbronną dziewczynę tylko po to by ktoś poczuł konsekwencje swego czynu. Kiedyś w ogóle mnie to nie ruszało ale teraz jest inaczej. Mam wyrzuty sumienia. Ciągle widziałem jej przerażone oczy i to jak w jednej chwili tracą  blask życia.
Osłoniłem Yoshii widząc jak pokaźny kamień leci w nasza stronę. Uderzył mnie miedzy łopatkami i w tym momencie pękła deską pod moimi stopami. Zanurzyłem się w wodzie. Chłód ogarną mnie z każdej strony. Nieprzenikniona ciemność nie pozwalała mi nic zobaczyć. Chłód raz za razem mnie dopadał. Kuło mnie całe ciało i zacząłem drętwieć choć byłem w niej chwilę.
Machałem na oślep rękami i nogami. Wiedziałem tylko, że muszę płynąć do góry. Robiłem co mogłem lecz woda była cięższa, stawiała opór memu ciału. Łapczywie łapałem oddech. Nie wiedziałem ile to już trwa. Dla mnie minęło już kilka godzin jak się motam w tej wodzie. Straciłem orientacje. Czy płynę do góry czy na dół? Tego nie wiedziałem.
Nagle pośród tej lodowatej wody poczułem ciepło na ramionach. Pociągnęło mnie  do góry. To ciepło było miłe i niezwykle kojące. To było coś czego potrzebowałem.
Nie wiedząc kiedy wynurzyłem się i zacząłem łapczywie nabierać powietrza przy tym się krztusząc. Woda w płucach się zebrała, a organizm chciał jak najszybciej się tego pozbyć. Otworzyłem oczy i jedyne co zobaczyłem to w oddali płomienie ognia, rozmazane.

Czułem jak wychodzę z swojego ciała. Moja dusza dryfowała i czuła zimno ale nie takie same jak wodzie. Było mi chłodno ale nie na tyle by się trząść z zimna.  Na początku nic nie widziałem ani nie dobiegały do mnie dźwięki. W końcu po jakiejś chwili zacząłem rozróżniać czerń z inną czernią. Za każdym mrugnięciem czerń się zmieniała. Zaczęły dobiegać do mnie dźwięki. Na początku trudno było mi określi co to jest, a był to szyderczy śmiech. Zmieniała do póki nie zobaczyłem siebie. Lustrzane odbicie mnie. A bynajmniej tak myślałem do póki nie zobaczyłem pewnych różnic. Tatuaż na twarzy był po lewej stronie. Oczy byłe zimne, bezwzględne, bez choćby jakiegoś promyka nadziei. Wyglądał tak jakby coś w nim umarło. Uśmiechnął się do mnie z kpiną.
- Za pewne nie wiesz o co chodzi? Co tu się dzieję? - Mówił do mnie jak do kolegi. - Haha spójrz na swoją głupią minę. Ale to teraz nie ważne. Jesteś żałosny. Szybciej byleś lepszy....
- Niby w czym?! Zabijaniu?! - Huknąłem słysząc to. Ten zaś uśmiechnął się szerzej ale jego oczy stały się bardziej lodowate.
- Owszem w zabijaniu. Tylko to potrafisz i nic więcej. - Mówił spokojnie do póki nie wspomniał o Yoshii. - Ale ta suka ciebie zmiękczyła. Zrobiła z ciebie mięczaka. Ofermę jeszcze większa niż przedtem ale spokojnie jeszcze trochę i uwolnię ciebie od niej. Musisz być tylko cierpliwy. - Wygiął lekko kącik ust co dodało mu dzikości. Sprawił, że się go przestraszyłem.
W jego ręce pojawił się czarny miecz, który wbił w moje serce. Z ust wyleciała mi krew, nie mogłem złapać tchu, a jego wzrok mnie sparaliżował. Nie byłem w stanie nic zrobić oprócz czuć strach i ból.
- Jesteś słaby, Hariko.
To były ostatnie słowa za nim skonałem pod jego nogami, a w uszach bębnił mi jego złowieszczy śmiech.

Gdy otworzyłem oczy nie wiedziałem gdzie jestem, kim jestem i co tu robię. Dopiero później wszystko do mnie docierało.

Ja leżący na ziemi i obandażowany. Yoshii śpiąca przy mnie przy przygaszającym ognisku ze śladami krwi na twarzy i na reszty ciała.
Alfa widząc mnie zaskomlał, wstał otrzepując się z brudu i w końcu do mnie podszedł. Położył się na ziemi przede mną i zaczął czołgać w moją stronę. Wysunąłem rękę w którą swój wielki nochal wcisnął i zaczął ją lizać.
Czując to ciepło otrząsnąłem się z szoku. Tego strachu, bólu i tego lodowego spojrzenia. 


Natsu

Od kiedy nie ma Toshiko i Yoshii wszystko zrobiło się szare i nudne. Jedynie Nana mnie ratuje swoim entuzjazmem. Choc nie ma Angeli ona nie straciła swojego wigoru. Ciągle jest grzeczna i uczynna, do każdego sie uśmiecha jakby chciała w ten sposób wszystkich zarazić. Codziennie sie z kimś bawiła. Gdy tak myślę patrząc na nią bawiącą z Ai zobaczyłem w jej oczach głęboki smutek, którego szybciej nie zauważyłem.
- Nana! Zbierajmy sie juz powolutku!
- Dobrze! - Odkrzyknęła z uśmiechnięta miną.
Na poczatku przerażała mnie myśl , że mam sie nią opiekować. Sam ledwo dorosłem, a już miałem zająć się dzieckiem. Po kilku dniach spostrzegłem, że moje życie nabrało barw dzięki tej małej istocie. Dało mi szczęście, którego nie znałem i ciepło które może zaznać rodzic. Zdawałem sobie sprawę że ta sielanka nie potrwa zawsze ale póki mogę będę czerpał z tego jak największą przyjemność i zbierał od groma wspomnień z nią. Dlatego gdy chwyta mnie za rękę jak teraz czuję to specyficzne ciepło i to jak jej uśmiech mnie zaraża.
- Dzięki, Ai. - Odezwałem się do niej jak zwykłe, a ona zaszczyciła mnie zbrzydzonym wzrokiem ale uśmiechnęła się słodko.
- Nie ma sprawy. - Odpowiedziała i odwróciła się czym prędzej.
- Nie przepadam za nią. - Mruknęła cicho Nana.
- Czemu? - Nie rozumiałem jej słów ani tego co się wydarzyło.
- Ponieważ opowiada o tobie brzydkie rzeczy. - Zawstydzona spuściła głowę. Kucnąłem przed nią i poczochrałem za włosy.
- A jakie? - Miałem złe przeczucia co do tego pytania lecz nie mogłem ich cofnąć.
- Mówi, że jesteś głupi. Jesteś potworem i że sypiasz z mężczyznami.
Zdziwiłem się tym. Nigdy bym nie sądził, że takie słowa padną z ust Ai. Widząc zamartwianą twarz Nana pogłaskałem ją i chwyciłem w ramiona.
- Nie przejmuj się tym , a teraz chodźmy do domu coś zjeść. Co ty na to?
- Dobrze! - Obdarowała mnie jednym z jej nielicznych uśmiechów.
Trzymając ja w ramionach doszliśmy do domu i wzięliśmy sie za sporządzanie posiłku. Gdy zmierzch zaczął się zbliżać uśpiłem Małą i poszedłem na zebranie gildii.
To było nieuniknione. Toshiko zbyt długo nie ma, a ja jako jedyny wiedziałem z jakiego powodu. Nie zamierzam im mówić w końcu mu to obiecałem i nie zamierzałem go zdradzić w żadnym wypadku.
Sala obrad była wielka w kształcie koła, tak samo stół. Nie wiele sie tu znajdowało tylko gigantyczny stół i krzesła. Kilka rzeźb poprzednich mistrzów gildii i herb. Wszyscy juz byli i czekali na mnie. Zebranie składało się tylko z 10 osób ze mną włącznie. To było najbliższe grono przyjaciół Toshiko. Byliśmy zaufanymi ludźmi.
- Natsu. - Zmierzyła mnie groźnym wzrokiem Lin. - Wiesz czemu nie ma Toshiko? - Wiedziałem, że padnie to pytanie ale nie zdawałem sobie sprawy, że poczuje sie tu jak wróg. Każdy mierzył mnie tym przenikliwym wzrokiem jakby chcieli sie dowiedzieć czy kłamie.
- Nie wiem. Toshiko podrzucił mi Nanę i kazał się nią opiekować. Nic więcej mi nie powiedział. - Chwila napięcia. Nikt sie nie odzywał.
- To do niego podobne. - Z tymi słowami padniętymi przez usta Lin wszyscy odetchnęli. - Dobrze w takim razie możemy przejść do kolejnej cięższej sprawy.
Pomruk nie zadowolenia było słychać wyraźnie. Nikt nie chciał tego zaczynać ale trzeba było. 
- Głównodowodzący dowiedział sie o zniknięciu Toshiko. Dał nam czas do jutro byśmy wybrali zastępcę do póki on nie wróci. Ktoś musi dowodzić Gildą. Pytanie brzmi: Kto sie nadaje na te stanowisko?
Dziesięć par oczu skierowało na siebie wzrok. Pao, Kiyomi, Yuki, Ai, Rika , Lin, Shan, Min, Yu Tian i Ja. Atmosfera była zbyt ciężką by to udźwignąć dziś.

Wytypowanie trzech kandydatów było cięższe niż można było się spodziewać. Byli nimi : Lin - ze względu na to , że miała w sobie to coś i była mądra.
Yu Tian - Znał politykę w naszym kraju i niezwykle silny był.
I o dziwo ja. Nie znalazłem żadnego konkretnego powodu by być w tej trójce ale nic się nie odzywalem by nie utrudniać już tej trudnej decyzji. Małe było prawdopodobieństwo, że będę zastępca Toshiko wiec sie tym nie martwiłem.

4 komentarze:

  1. jak zawsze genialne :D czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy rozdział. Oby tak dalej :)
    Zapraszam też na mojego bloga: http://wspolczesneproblemy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń