piątek, 12 lutego 2016

Rozdział 55 - Nowy Lider Dark Night

Natsu

Swoim uszom nie wierzyłem kiedy usłyszałem te jedne konkretne słowa padnięte z ust Lin :
- Nowym Liderem Gildy Dark Night jest Natsu.
Minęło jakieś dziesięć minut po tym ogłoszeniu, a ciągle panowała cisza. Nikt nie śmiał zabrać głosu i powiedzieć co o tym sądzi. Ja najbardziej się ze wszystkich bałem. Pot lał się ze mnie, a w ustach mi zaschło.
JA?? Nowym Liderem?!!!! Chyba w głowach im się po przewracało!
Patrzałem wszystkim po kolei w oczy. Dziewczyny nie śmiało się uśmiechały, zaś faceci byli poważni i myśleli o tym wszystkim co zaszło dziś.
W końcu nie wytrzymując już tego napięcia wstałem z wygodnego krzesła, a wzrok wszystkich na mnie spoczął. Miałem zamiar przerwać tą ciszę ale widząc wszystkie oczy skierowane w moją stronę spanikowałem.
Skierowałem wzrok przede wszystkim na Lin szukając w niej oparcia, a ta nieznacznie kiwnęła głową uśmiechając się przy tym lekko sprawiając, że wyglądała dużo młodziej niż wiek na to wskazywał.
Dodało mi to dużo otuchy i odwagi. Oblizałem usta, zaczerpnąłem ostatni raz powietrza by je powoli wypuścić chcąc odprężyć napięte mięśnie i zabrałem głos:
- Ja się nie nadaję na to stanowisko. - Odparłem zgodnie z prawdą. - Nie chciałem robić problemów ale nie sądziłem, że sprawy się tak potoczą. - Wszyscy otworzyli szerzej oczy, a nie którym szczęki opadły. - Ja nie wiem co trzeba na tak ważnym stanowisku robić, jak kierować ludźmi, a przede wszystkim jak rządzić! Ja nawet nie potrafię komuś powiedzieć co ma robić, a co dopiero teraz wszystkim kierować. Ja se nie poradzę na tak odpowiedzialnym stanowisku i to jeszcze sam! - Spanikowany zacząłem mówić co mi ślina na język dała. Nerwowo gestykulowałem rękami do póki Lin nie wstała.
- Dasz radę. - Powiedziała pewna siebie. Jej dumna postawa mi imponowała. Kobieta twarda i niezwykle mądra, a na dodatek piękna. Jej onyksowe oczy wierciły moje, sprawiając, że nie sposób było odwrócić wzroku. - Ja ci w tym pomogę. Tak samo inni. Nie musisz od razu brać wszystkiego na siebie. - Dodała po chwili.
- Właśnie. Nie jesteś sam. - Kiyomi wstała i mnie przytuliła chcą dodać mi wsparcia, które było mi niezwykle teraz potrzebne.
- Stary gdyby wszystko zostało na twojej głowie to by Gilda na tym podupadła. - Zarechotał Pao wesoło, że inni zaczęli się dołączać.
- Żeby tylko Gilda. Głównodowodzący by osiwiał jeszcze ze strachu, że taki małolat przejął Gildię - Shan oczywiście też musiał dopowiedzieć swoje.
- Ej nie jestem małolat! Jesteś tylko rok starszy. - Wytknąłem mu lekko oburzony tym dla zabawy co każdy skomentował śmiechem.
- Widzisz każdy ciebie wspiera więc nie masz się czym martwić. - Yuki uśmiechnęła się szeroko do mnie co odwzajemniłem od razu.
- W razie problemów wiesz, że możesz na nas liczyć. - Yu Tain po praz pierwszy zabrał głos wstając do mnie i klepiąc po przyjacielsku w ramię. - Nie popełnij tego samego błędu co Toshiko.
- Właśnie! On zawsze wszystko brał na siebie i nigdy nie mówił jak coś się działo poważnego tylko brał wszystko na swoje barki chcąc nas w ten sposób "chronić" - Przy tym ostatnim słowie Rika dodała w powietrzu cudzysłów dla podkreślenia tego. - Jesteśmy w końcu Gildą, która jest dla nas domem więc powinien nam mówić wszystko. - Każdy był niemy słysząc od niej te słowa ale w duchu każdy musiał przyznać ku temu rację.
Toshiko zawsze brał wszystko na siebie bo nie chciał byśmy znowu coś przeżywali przykrego. Zawsze brał od nas pomoc jak stwierdził, że nie da rady. A w rodzinie tak się nie robi.
Czując delikatny dotyk na ramieniu spojrzałem na tą osobę byłą to Lin.
- Poza tym to do czasu do póki Toshiko nie wróci. Postaraj się najlepiej jak możesz by wywrzeć na nim wrażenie.
- Tak jest! - Wyprostowałem się mówiąc to i skłoniłem lekko ku niej.
Każdy miał z tego ubaw. Dzięki temu atmosfera się polepszyła, byłą lżejsza. Po tym całym zbiegu i powagi rozmawialiśmy sobie do późna do póki nikt nie poczuł się zmęczony. Każdemu było miło i przyjemnie, że nie chciało się odchodzić i psuć zabawy. Pao, Shan, Kiyomi zasnęli na siedząco. Innym lepiły się już oczy do snu.
W końcu postanowiliśmy iść do domów się przespać choć trochę. Wziąłem Kiyomi na barana i zaniosłem do domu. Co chwilę coś mi mruczała do ucha senna. Musiała mieć bardzo przyjemny sen, a ja będę miał o czym opowiadać reszcie.
Wracając do domu miałem chwile by w końcu w samotności to wszystko przemyśleć. Lider Gildii Natsu. Dziwnie to brzmiało. Ciągle nie mogłem w to uwierzyć ale może uwierzę jak się prześpię i wezmę za papierkową robotę, którą Toshiko nie zrobił i się jej sporo nazbierało.
Myśląc o tym krzywiłem się. Nienawidziłem papierkowej roboty, szczególności takiej, że trzeba to wszystko dokładnie czytać i myśleć czy da to więcej korzyści czy straty i jakie będą z tego konsekwencje.
Widziałem raz jak Toshiko je wypełniał i jaki był skupiony przy tym i jak głośno przeklinał. Pierwszy raz słyszałem takie słownictwo, bałem się wtedy cokolwiek do niego powiedzieć w tamtym momencie.
Otworzyłem najciszej jak potrafiłem drzwi od domu by nie obudzić Nana. Kiedy sprawdziłem czy jest w pokoju. Spała skulona wtulona w kordłe. Przez sen się uśmiechała. Widząc ten widok rozczuliłem się na tyle by kucnąć obok niej i pogłaskać po głowię.
Gdy oczy zaczęły bardziej się mi kleić i potężnie zacząłem ziewać odszedłem nie chętnie od niej i sam się skierowałem do swojego pokoju.
Ściągnąłem ubrania pozostając na samych bokserkach i legnąłem jak długi na łóżko. Oczy same mi się zamknęły za nim dotknąłem poduszki i pogrążyłem w głęboki sen.

Następnego dnia, a dokładniej zbliżającego się południa promienie słońca obudziły mnie drażniąc oczy. Mruknąłem przeciągle rozdrażniony i przewróciłem na drugi bok. Chcąc nie chcąc otworzyłem delikatnie oczy. Tuż przed moją twarzą znalazła się twarz Nana.  Przestraszony odskoczyłem do tyłu. Spała jak suseł z maleńkim uśmiechem na twarzy. Z walącym sercem siedziałem i patrzałem na nią.
Odetchnąłem przeciągle ogarniając się w końcu. 
Pogłaskałem ją po głowię i wstałem. Pierwsze kroki skierowałem w stronę łazienki. Ściągnąłem ostatni element mojej garderoby i wziąłem orzeźwiającą kąpiel. Szybko przegnało to resztkę snu i znużenia, a napięte mięśnie się rozluźniały pod napływem wody. Wyszorowałem się i następnie wysuszyłem. 
Owinąłem ręcznik wokół bioder szczelnie by nie spadł. Rozrzuconą bieliznę włożyłem do kosza na brudy. Wróciłem do pokoju. Mała ciągle spała, głęboko pogrążona w snach. 
Wziąłem brudne ciuchy i czyste by  z powrotem wrócić do łazienki i naciągnąć na siebie ciuchy.
Świeże, pachnący i ubrany postanowiłem zrobić nam późne śniadanie. Parówki ugotowane z sałatką i chlebem. Odrobinę dziwne połączenie ale mi smakowało. 
- Dobry.... - Zaspana Nana przyciągnięta odrobiną zapachu stała w drzwiach przecierając drobnymi rączkami oczy.
- Dobry. Choć jeść jeszcze ciepłe. - Uśmiechnąłem się do niej zasiadając za stołem, a ta się uśmiechnęła i czym prędzej dołączyła.
- To było pyszne, Braciszku. - Odezwała się po posiłku i odeszła czym prędzej kierując się do łazienki. Zjadłem szybciej akurat i zmywałem. 
Słysząc jak powiedziała do mnie braciszku byłem w szoku, że musiałem przerwać tą czynność by nie potłuc. Zawsze jak sięgałem pamięcią chciałem mieć rodzeństwo. I choć ona nie jest ze mną powiązana krwią to słysząc te jedne jedyne słowa padnięte z jej słów..... Łzy mi się cisnęły w oczy ze szczęścia. Mając świadomość, że jestem dla niej wsparciem, podporą, że wie że może na mnie liczyć napawa mnie dumą nie do opisania. 
Zatrzepotałem rzęsami by osuszyć niechciane łzy i nie wyjść na mięczaka wziąłem się z zapałem do roboty. 
- Dobra! Brudzie giń przed swoim największym wrogiem czyli mną! Muahaha! 

Późnym popołudniem w końcu wyszedłem z domu. Kierowałem się do Gildii by w końcu zasiąść za tym jednym jedynym stołem. Kiedy udało mi się dojść do budynku przełknąłem nerwowo ślinę. Gdy serce przestało mi bić tak szybko otworzyłem drzwi. Mało osób było z czego się cieszyłem. Każdy wesoło mnie witał, a ja ich. Me kroki same tam chodziły, jakby wiedziały to. Stanąłem na przeciwko tych mosiężnych drzwi. Ich mahoniowy kolor mnie przyciągał ale i odstraszał. Pchnąłem je a te zastękały ze starości. 
Wnętrze pokoju było ciepłe i wygodne. Duży kominek gdzie trzeba rozpalić ogień, Puszysty dywan w kolorach czerwieni, czerni i mchu. Regały z mnóstwem przeróżnych książek. Wielki stół, a na nich sześć ogromnych stosów  z dokumentami do wypełniania, zasłaniały prawie całe okno.
- Toshiko!!!!! - Wrzasnąłem wściekły na całe gardło widząc te papiery. 

4 komentarze:

  1. Witaj!
    Kurcze, trafiłam na twego bloga przypadkiem.
    Przeczytałam ten rozdział i zapragnełam więcej.
    Zaczynam od początku.
    Jeżeli nie wytrwam przy tych 55 rozdziałach będziesz mieć mnie na sumieniu.
    Trzymaj się, buziaczki! ^^

    W wolnej chwili zapraszam do siebie;
    http://zapomniana-partytura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :) Mam nadzieję, że przetrwasz :D Przy okazji próbuje czasami poprawiać stare rozdziały więc mogą być dużo mniej ciekawe niż te co teraz... :P

      Usuń