poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 45

Angela

Śniło mi się coś dziwnego i jednocześnie bardzo ekscytującego. Jednak nie byłam pewna do końca.
Widziałam jakiegoś mężczyznę. Dobrze zbudowanego i wysokiego. Chociaż nie pamiętam jak wyglądał wiem że był bardzo pewny siebie i wyciągał do mnie rękę.
Jednocześnie chciałam ją chwycić i nie chciałam.
Wydawała się znajoma i obca. Przyjacielska i wroga. Bałam się i nie bałam.
Nie wiedziałam które z tych uczuć jest moje, a chciałam się tego dowiedzieć.
Jedyne co mi zostało to odzyskać pamięć. Niby wydaje się to takie proste ale jest cholernie trudne. Boisz się dowiedzieć kim jesteś, a jednak chcesz się dowiedzieć by pozbyć się nie pewności. By wiedzieć kim się jest. By wiedzieć dlaczego zacząłeś istnieć. By wiedzieć czy warto to ciągnąć i ma się coś do stracenia.
Toshiko nic mi takiego nie mówił ale widziałam w jego oczach dziwnie tlące się iskry. Na dodatek ta mała dziewczynka. Ciągle była przy mnie jakbym była jej matką, a nie byłam przecież!
Najgorsze było to, że ciągle zaprzątała mi głowę. Utknęła tam i nie chce wyjść.
Otworzyłam oczy czując, że jest już odpowiednia pora by wstać i wreszcie stąd odejść.
Spojrzałam na brata. Patrzał przez lukę w skale na bestie. Obróciłam się w przeciwną stronę i poszukałam innej luki.
Jej oczy błyszczały więc szybko ją zobaczyłam. Siedziała i patrzała w naszą stronę. Nic nie robiła tylko czekała na coś. Czekała na nas.
Spojrzałam do góry. Nic nie było nad nami tylko puste niebo. Najbliższa gałąź znajdowała się pięć metrów dalej i nie wyglądała obiecująco. Nikogo z nasza wagą nie udźwignie, a tylko od razu pęknie i wpadniemy prosto na bestie. Dodatkowy minusem jest to, że nie wiemy jak zabić go.
Ominięcie go i ucieczka też nie wchodzi w grę. Jedyne co nam zostało to iść dalej skałami, które były ostre jak brzytwa i jeden nie pozorny ruch może zadecydować o nasze życiu lub śmierci.
Już umarłam raz więc co zaszkodzi drugi.
Wstałam i zaczęłam przemieszczać się do przodu po skałach.
- Gdzie...? - Zaczął ale umilkł i ruszył szybko za mną. - Nie idź beze mnie. Jeszcze coś ci się stanie.
- Nie martw się. Robiłam dużo gorsze i niebezpieczniejszy rzeczy do dziesiątego roku życia. - Uśmiechnęłam się wrednie.
Ruszyłam biegiem i skoczyłam na inną skałę oddaloną o jakieś cztery metry.
Do gałęzi byłoby bliżej ale przy najmniej nie umrę od razu, a jest jakaś marna szansa na przeżycie.
- Wariatka. - Powiedział do mojego ucha brat jak przeskoczył.
- Zawsze nią byłam. - Mruknęłam i obróciłam twarz w jego stronę.
Pocałowałam go w policzek, a ten się zarumienił. Nie zdążył zareagować i był w lekkim szoku.
Szliśmy dalej, a skały były coraz bardziej chwiejne i każdy krok trzeba było rozważniej wybierać.
Zrobiłam kolejny krok i tym razem źle oceniłam wytrzymałość kamienia. Poślizgnęłam się i spadłam ale poczułam mocne szarpnięcie za lewą rękę.
Szybko spojrzałam do góry i zobaczyłam czerwone oczy, które lśniły i dodawały więcej grozy. Przez chwile się go bałam ale to był ułamek sekundy.
Chwycił pewniej mój nadgarstek i pociągnął do góry. Drugą ręką objął mnie wokół tali i podtrzymał.
- Uważaj.
Tylko to powiedział, a się zarumieniłam. Wziął mnie na ręce i skakał po skałach.
- Jak.....
- To dzięki naszym oczom. - Mówiąc to zaświeciły mu się, jakby chciały podkreślić to. - Widzimy więcej niż powinniśmy. Musiałaś to już zauważyć, prawda? - Zapytał mnie, a ja odwróciłam wzrok. 
Miał rację zauważyłam to ale to było podczas walki. Jednak myślałam tylko o zabijaniu i żądzy krwi. Przeskoczył w końcu przez wszystkie skały i postawił mnie na ładnej, prostej ziemi. 
Chciałam mu odpowiedzieć  ale coś mnie uderzyło w bok i poleciałam na drzewo. Odbiłam się od drzewa i padłam na ziemię. Czułam ból w lewy boku. Dotknęłam tego miejsca i nic. Przeniosłam tam wzrok i zobaczyłam, że nie mam części ciała. Nie miałam lewego boku, od żeber aż do biodra i sięgał prawie do pępka. Czułam jak wnętrzności się ze mnie wylewają i krew ucieka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz