poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 47

Angela

Niczego nie czułam, oprócz zimna. Całe ciepło ze mnie uciekało. Widok się mi rozmazywał przed oczami ale zdołałam zobaczyć tego stwora, który dusił mojego brata, a dalej nie wiem co się już stało.

Gdy się traci pamięć stajesz się automatycznie kimś innym. Gdy ją tracisz boisz się dowiedzieć kim byłeś ale ciekawość nie daje ci spokoju i chcesz się dowiedzieć za wszelką cenę.
Gdy ja od zyskujesz zastanawiasz się jak mogłeś tak żyć albo zastanawiasz się czy aby na pewno to są twoje wspomnienia.
Jednak jest coś jeszcze. Gdy ja odzyskujesz twój umysł wypełnia się różnymi informacjami i obrazami. Masz wrażenie że ktoś na siłę wpycha całą wiedzę do twojego umysłu.
Moja przeszłość nie była najlepsza. 
Jestem najstarsza z rodzeństwa. Mam siostrę i brata. Rodziców nie pamiętam, a gdybym miała ich poznać nawet bym nie chciała nie po tym wszystkim.
W wieku dwóch lat umiałam już czytać i pisać. Nie chciałam tego ale chodziło o moje rodzeństwo mieli po roczku dopiero. Mój Pan był surowy i bezwzględny. Za każdy popełniony błąd była kara cielesna. Robiłam wszystko by tą dwójkę chronić i za każdym razem ja obrywałam. 
Lecz to się zmieniło w wieku trzech lat. Z niewiadomych mi okoliczności zaczął otaczać mnie ogień. Pan to zauważył i wyjaśnił mi, że to magia. Zaczął mnie jej uczyć. Jak się nią posługiwać. Dodatkowo uczyłam się też sztuki walki wręcz i mieczem. Chwalił mnie za każdym razem gdy robiłam duże postępy. Czułam z tego satysfakcję jednak Pan miał już plany wobec mnie. Wziął mnie na wycieczkę wraz z siostrą i kazał używać ognia. Nie sprzeciwiłam się. Robiłam co kazał byle nie zrobił czegoś mojej siostrze. Ona była tylko zakładnikiem grającym na moich uczuciach. 
Do dziś pamiętam krzyki bólu i rozpaczy ludzi. Próbujących uciekać przed moim ogniem na marne. A ci którzy cudem przeżyli poprzysięgli na mnie zemstę. Czekałam na nią, aż do dziś. 
W wieku dziesięciu lat Mój Pan oczekiwał czegoś więcej ode mnie jednak nie rozumiałam czego do póki nie zaprosił mnie do swojej komnaty.
Całe moje życie było przepełnione bólem i czernią. Jednak to tylko tania wymówka na to co robiłam. Jak pozbawiałam ludzi życia. Coś takiego jak śmierć jest dla mnie zbyt łaskawe....... 
Utrata znacznej ilości krwi była dobra. Odzyskałam pamięć. I nie mogę więc zapomnieć. Muszę odpokutować, a zapominając nic nie zrobię, a tylko ucieknę.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak z Nevla uchodzi życie. Agomeli wbił topór w jego nogę, a drugi w rękę. Gdyby się ruszył straciłby kończyny. 
Ogień otoczył moje ciało. Rana się zasklepiła, a w mojej dłoni pojawiła się kosa ( Rozdział 1 ). Okręciłam kosę i zamachnęłam się. Pasmo ognia pomknęło prosto na stwora i zapłonął niebieskim płomieniem. Tylko ten płomień jest w stanie go zranić, a nawet zabić.   
Dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo tęskniłam za swoim ogniem. Ten ogień to moje jedyne dobre wspomnienie. Dawał mi nadzieję na lepsze. Po mimo tego, że pobawiłam życia wiele osób. 
Ruszyłam w stronę brata. Kosę ciągnęłam za sobą pozostawiając po sobie ślad. Stanęłam obok i patrzałam na jego twarz skąpaną w bólu i cierpieniu. Trochę ognia go dotykało więc machnęłam ręką by zgasły. Otworzył oczy i spojrzał na mnie.
- Więc niebieski ogień jest w stanie go zabić? - Zapytał cicho. 
- Tak. 
Odesłałam kosę do mojego wymiaru. Klęknęłam przed nim i wystawiłam ręce. Od razu pojawiła się poświata zielona, a z niej skapywały krople czerwone. Kości, mięśnie, wszystkie tkanki i skóra złączyły się znowu w jedno. Choć nie krzyczał to wiedziałam, że czuje przerażający ból. 
Ciężko oddychał i stracił przytomność. Westchnęłam ciężko.
- I dlaczego ja mu pomagam po tym wszystkim? - Zadałam sobie pytanie na które znałam odpowiedź lecz nie chciałam przyjąć jej do wiadomości. 
Chwyciłam go i poszłam w znaną sobie stronę. 
- Ciekawe czy będzie chciał na mnie jeszcze spojrzeć? - Prychnęłam cicho. - Pewnie nie. 
Szłam przed siebie, a okolica robiła się coraz bardziej znajoma. Jeszcze tylko 3 km i dojdę do jego domu. 
Przez cała drogę zastanawiałam się jak sobie radzi Toshiko. Czy on w ogóle żyje i czy chce mnie zobaczyć na oczy po tym wszystkim. Niby straciłam pamięć ale to żadne usprawiedliwienie. Martwiłam też się o Nana. Zostawiłam ją tak nagle. Pewnie się martwi. 
Zatrzymałam się gwałtownie słysząc szelest. Wiatr nie wiał więc ktoś musiał tu być. Tylko pytanie kto? Wróg czy kolejny członek rodziny. 
Zbliżał się więc położyłam na ziemi Nevla i przywołałam kosę i zmieniłam ubiór. Miałam teraz na sobie płaszcz z kapturem, bez rękawów, a na jego końcu uchodził ogień. Bluzka zaś była czarna i zasłaniała mi usta, a spodnie krótkie do tego kozaki na szpilkach. Kaptur zasłaniał całą moją twarz. 
- Pokaż się! - Krzyknęłam. 
Nic się nie działo. Nic nie było słychać czy nawet czuć. Oczy mi się zaświeciły czerwienią. 
Dzięki moim oczom i ogniowi potrafię wyczuć ciepło ciała. 
Odwróciłam się i zablokowałam miecz łamiąc go przy tym. Przeciwnik odskoczył do tyłu by po chwili ponownie zaatakować. W jego dłoni pojawił się kolejny miecz i ponownie powtórzył atak. Zablokowałam go ale jednak się nie złamał. Ten miecz był czarny! 
Kątem oka zobaczyłam jak porusza drugą ręką i chciał mnie dźgnąć ale odskoczyłam w ostatniej chwili. 
Odesłałam kose i przywołałam srebrne pazury, a tam gdzie były kłykcie były czaszki, a do lewej ręki miecz. Miecz z jednej strony miał faliste ostrza, a z drugiej haczyk.  
Dodatkowo ogień zmieniłam na niebieski i otaczały mnie błyskawice.
- Wiedziałem. - Odezwał się nagle. - Wiedziałem, że jak zobaczysz czarny miecz to od razu inaczej zareagujesz. 
- Co masz na myśli? - Przyjęłam obroną postawę. Nie wyczuwałam też żeby miał towarzyszy jednak te czarne miecze były największą przeszkodą. 
- Dobrze wiesz. - Wystawił w moją stronę miecz wycelowany w serce. - Potrafisz wyleczyć siebie z każdej rany, nawet jeśli jest śmiertelna czy ktoś by ci urwał głowę wyleczysz się. Jednak gdy chodzi o czarny miecz to jest inaczej. To jest jedyny rodzaj broni jaki na ciebie działa i tylko tymi mieczami można ciebie zabić. 
- I co? Myślisz, że masz ze mną szanse i mnie zabijesz? - Uśmiechnęłam się wrednie. 
- Masz rację. Nie mam z tobą żadnych szans ale musiałem się dowiedzieć czy mam rację. 
Zaczął znikać jak we mgle, a jedyne co zapamiętałam to jego niebieskie oczy. Cały był ubrany na czarno, nawet twarz zasłonił. 

____________________________________________________________






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz