poniedziałek, 29 lutego 2016

Rozdział 56 - Uczucie przeszłości

Toshiko

Uciekła ode mnie. Po prostu uciekła. Na początku nie wiedziałem dlaczego. Co ja takiego zrobiłem? Pytania mi się cisnęły. Jedno za drugim, a odpowiedzi żadnych. Próbowałem ją złapać ale unikała mnie. Gdy tylko mnie widziała od razu znikała mi z oczu. Jakby była tylko powietrzem. Wystarczyło mrugnięcie okiem i po niej ślad znikał.
Od dwóch dni w ogóle jej nie widziałem. Zastanawiałem się co z nią jest? Czy nic jej nie jest? Czy czuje się samotna? I przede wszystkim: Co ja jej zrobiłem ?
Wytarłem brudną ręką od smaru twarz ścierając krople potu. Nie przejmowałem się tym, bo już szybciej byłem brudny. Konstrukcja Ivana była pokaźna i nieźle u szczerbiona. Stal zardzewiała, gdzie nie gdzie się kruszyła. Smar był wszędzie, a lał się jakby co najmniej codziennie był używany.
- Ekhm..! - Znaczące ale jakże irytujące kaszlnięcie dobiegło do mnie gdy na chwile postanowiłem se odpocząć.
Chcąc nie chcąc spojrzałem za głowę leżąc na brudnej ziemi. Czerwone oczy świeciły się jak gwiazdy zdjęte prosto z nieba. Ich blask był mocny na tyle by rozświetlić tlący się pół mrok w tym magazynie.
Nie spuszczałem z niego wzroku ale też się nie odezwałem. Obserwując jego twarz zauważyłem bardzo duże podobieństwo do Angeli.... Nie... Devili. Ich oczy, włosy, rysy twarzy... Wszystkie były takie same. Nic ich nie różniło ale jak przypominałem sobie ich siostrę to ona się różniła...
- Czemu ty i Devila wyglądacie inaczej niż Angela ? - Wybałuszył oczy zaskoczony tym ale po chwili się wziął w garść. Czekałem cierpliwie na odpowiedź.
Minuty się przedłużały, a mi się kończyła cierpliwość. Już myślałem, że nie udzieli odpowiedzi więc chciałem wziąć się do pracy chcąc choć trochę zrobić w tym badziewie. Chwyciłem klucz, a ten zabrał głos.
- To nie jest takie łatwe do wyjaśnienia. - Zaczął,a ja przerwałem swoją czynność nie rozumiejąc go.
- Co masz na myśli? - Wyszedłem z pod tego cholerstwa złomu i usiadłem twarzą do niego.
- Widzisz jesteśmy rodzeństwem jednocześnie nie będąc nimi. Anegla i Devila wyglądają jak bliźniaczki ale nimi nie są tak po części. Mają dwóch innych ojców lecz jedną matkę i.... Devila jest starsza. Dużo starsza od Angeli. - Spojrzałem na niego jak na idiotę, a on na mnie z litością. - Mówiłem, że trudno to wyjaśnić. - Chwycił się za kark ze zdenerwowania i oblizał nerwowo usta. - Kurwa... Nie ważne. Ciebie to w tej chwili nie powinno interesować! Czy ty zdajesz sobie sprawę jak potraktowałeś Devile! Ona przez ciebie cierpiała! Patrzałeś na nią tak jakby zabijała niewinne osoby bo tego chciała! Kurwa... Ona nie miała wyboru! Chciała nas chronić poświęcając siebie samą! Skazując na piekło!.... Ona ciebie kocha...! A ty...?!... Weź użyj czasami tych szarych komórek jeśli tak jakieś masz i przemyśl to! Mam ciebie serdecznie dosyć chuju jeden. Co ona w tobie widzi?! - Jego głos się oddalał wraz z nim. Zostawił mnie samego po tym wybuchu złości.
Gdy teraz o tym wspomniał olśniło mnie. Nie zdawałem sobie sprawy, że mogłem tak na nią patrzeć.
Chwyciłem się za głowę i położyłem na podłodze myśląc o tamtym dniu.
Wyznała prawdę jak ma na imię i coś we mnie się jakby poruszyło. Jakby coś sobie ciało przypomniało, a umysł nie.
Naszyjnik na szyi się rozgrzał dając o sobie znać. Mimowolnie chwyciłem go do ręki i przyjrzałem uważnie po raz pierwszy.
Srebrne skrzydła otaczające kamień błyszczały na tle jasnego płomienia świecy. Dzwonki poruszały sie lekko jakby wiatr w nie dmuchał, a kamień wiecznie zimny prawie palił mi rękę. Jego spokojny kolor zmienił sie w barwę żywego ognia. Płomienie w nim tańczyły, a cienie się lekko poruszały wraz z nimi.
Przystawiłem kamień do oka chcąc zobaczyć co jest w środku.Ciepło raniło me oko ale widok mnie ten sparaliżował.
Widziałem tam moja starą wioskę. Drewniane chatki jedna koło drugiego. Owcere, świnkany i inne domowe zwierzęta hasały po polanach. Ludzie chodzili spokojnie, a dzieci hasały wesoło. Niebo pokrywały gęste czarne chmury lecz to był standard. Jedyne co nie pasowało to to że wioska była cała.
Gdy ja opuszczałem swoją wioskę była kompletnie zniszczona. Tylko popiół i smród pozostał. Wioska tego dnia została zniszczona przez tą pogodę. Błyskawice pokryły całe niebo wraz ziemią, a ona stanęła w płomieniach. Z wioski liczącej ze pięćdziesiąt osób wyszło całe pięć. Ja byłem jednym z tych "szczęściarzy". Oparzony na całym ciele ale żywy. Nie wiem co się stało z resztą. Każdy po czując się troche lepiej lub zdatnym do chodzenia poszedł w inną stronę.
Widok tak spokojnej wioski mnie zdziwił. Przyprawiało mnie o to o ból serca, a jednocześnie bardzo radowało i uspokajało.
Im dłużej się wpatrywałem w kamień tym więcej znajdowałem szczegółów i rozpoznawałem ludzi. Jedyne czego nie powinno być to drobnej osoby na górze. Ta osoba miała długie czarne włosy, które lekko falowały pod napływem powietrza. Obserwowała moją wioskę z góry. Obrócona tyłem nie widać było twarzy. Nagle podniosła  z wahaniem rękę, a z nieba poleciały błyskawice, a niebo zagrzmiało, że aż uszy bolały. Co dziwne odniosłem wrażenie jakbym znowu tam był i przeżywał. Serce przyśpieszyło swój bieg, a przeżycia wróciły z mocniejsza siłą, które zakopałem gdzie w środku.
Tego dnia siedziałem w domu bawiąc się w chowanego z rodzeństwem. Schowany w szafie próbowałem się nie śmiać z nie udanych prób znalezienia mnie przez starsza siostrę. Kątem oka spojrzałem za okno skąd dobiegało niezwykle jasne światło i huk. Nie pamiętam co się działo po tym huku ale gdy odzyskałem uczucie w ciele żałowałem. Wszystko mnie paliło, zewsząd słychać było wrzaski agonii. Gruba belka od dachu przygniatała mnie, a ja próbowałem się uwolnić. Kopalem i pchałem z całych sił lecz nic nie ruszyło za to czułej jak zaczyna mnie niemiłosiernie palić żywcem. Traciłem nadzieje na przeżycie, a czarny dym odbierał resztki powietrza. Czułem jak zaczynam tracić przytomność. Przestałem walczyć czekając na koniec. Nic już nie czułem. Czułem się jak obserwujący. Zobaczyłem osobę. Peleryna zasłaniała całą jej twarz ale długie czarne włosy wystawały za materiał. Była to ta sama osoba co na górze. Wyciągnęła rękę. Rękę dziecka. Chwyciła mnie i przestałem czuć palący ogień, a zacząłem czuć przyjemny chłód. Ciemny widok nieba wymieszany z dymem zastąpił jasny błękit. Osoba ta przyłożyła ręką tuż nad moja klatka piersiową, a mocniejszy wiatr sprawił, że kaptur z głowy jej spadł lecz przez chwile włosy zasłaniały twarz. Jeszcze chwila i miałem zobaczyć twarz oprawcy tego czynu jak i zbawcę moje go.....
Uczucie braku powietrza zmusiło mnie do jego zaczerpnięcia lecz nie mogłem go wziąć. Oderwałem z trudem wzrok od kamienia. Jego gorące krawędzie nagle przestały parzyć i stały się chłodne, a wszystko zniknęło. Jakby nic się nie stało, a to było zwykle złudzenie.
Mocny uścisk nogi na brzuchu uniemożliwiał mi zaczerpnięcia powietrza ale kiedy spojrzałem na sprawcę od razu ją wziął. Chciałem go rozszarpać na strzępy. Uczucie gniewu ogarnęło mnie jak nigdy w życiu. Byłem bliski by poznać tą osobę o której usilnie próbowałem zapomnieć.
- Nie których rzeczy z czasem się lepiej dowiedzieć niż szybciej. - Odezwał się Ivan i wyciągnął w moją stronę rękę. Te słowa. podziałały na mnie jak zimna woda. Przyjąłem ją z miłą chęcią. - Choć coś zjeść bo mi tu padniesz. - Odparł odwracając się i skierował do małej kuchni.
Przez te krotka chwilę udało mi się uspokoić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz