poniedziałek, 13 czerwca 2016

Rozdział 57 - Impuls

Mei

Wszystko działo się tak szybko, że nie nadążałam już za wszystkim. Ciągle bolało mnie serce po odejściu z tego świata Wena. Teraz Toshiko, Angela, Yoshii opuścili wioskę i nawet nie wiadomo kiedy wrócą. Natsu został nowym Liderem Gildii. A ja.... Ja czułam jak się oddalam od wszystkich.
Jakbym nie istniała już. Każdy mnie wyprzedzał, omija łukiem, a wszystko się dzieje tak że mnie to nie dotyczy.
W sumie nie miałam się czemu dziwić, że tak się dzieje. Uśmiechałam się cały czas i śmiała, a wszystko po to by nikt się nie pytał co mi jest. Nie czułam się na siłach by o tym wszystkim mówić.
Leżałam na łóżku wgapiona w sufit w moim pokoju nie wiedząc co ze sobą dziś zrobić. Odkąd Wena nie ma straciłam swój wigor i radość z życia. Nic nie chciało  mi się robić. Mogłam całymi dniami leżeć na łóżku i nic nie robić oprócz gapienia się w sufit. Lecz nie mogłam bo wtedy się dobijali do mnie i pytali czy wszystko ze mną dobrze.
Z westchnieniem wstałam z wygodnego miejsca. Spojrzałam za okno gdzie świeciło słońce. Podeszłam do wielkiej szafy, która zajmowała prawie połowę ściany. Otworzyłam jedną z kilku szafek i wyciągnęłam żółtą sukienkę chcą się przebrać. Zrobiłam to czym prędzej. Ściągnęłam luźniejsze ciuchy i po chwili naciągnęłam suknie na siebie.
Luknęłam w lustro chcą zobaczył ułożenie włosów. Kilka poprawek ręką zrobiłam bo zdecydowanie wystarczyło. Z pokoju wręcz wybiegłam by założyć buty na płaskiej podeszwie. Trzasnęłam drzwiami z hukiem.
Nie wiem co mną kierowało, że tak szybko wyszłam z domu. Kierowałam się jakimś impulsem. Jakby coś mnie ciągnęło prze wioskę do środka lasu. Próbowałam utrzymać normalne tępo lecz było to ciężkie. Ze wszystkimi z którymi się mijałam witałam się z pełnym uśmiechem, a oni ze mną. Gdy tylko drzewa mnie zakryły ruszyłam biegiem. Biegłam tak szybko ile potrafiłam.
Mknęłam przez las tak jak dawniej. Wybiegłam na polanę. Drzewa otaczały ją tworząc równe koło. W środku polany rosły piękne fioletowe kwiaty różnego rodzaju. Znajdowały się też na niej różne zwierzęta. Jednym z nich był Królcza. Długie zabawne uszy, które były klapnięte, słodki mały nosek, rogi i długie kły pięknie prezentowały się z czerwono-czarnym futerkiem. ( Opis trochę cienki XD ale chodziło mi o królika XD następnym razem postaram się lepiej opisać ;) ) Przykicał w moją stronę, a gdy mnie wyczuł stanął na tylnych łapkach i mi się przyglądał. Sięgał mi prawie do pasa. Uśmiechnęłam się w jego stronę, a ten się w odpowiedzi odwrócił tyłem i pokicał dalej.
Zastanawiała mnie tylko jedna rzecz. Dlaczego tu przyszłam? Po co tu jestem? Dlaczego dałam się ponieść impulsowi?
Mnóstwo pytań, a zero odpowiedzi. Przeszłam na środek polany i usiadłam. Podziwiałam piękno tego miejsca. Cisza, spokój, pięknie wszędzie dookoła, zwierzęta hasające wśród kwiatów jedząc je.
To miejsce w jakiś sposób zaczęło mnie uspokajać. Wszystkie moje smutki, gorycz, nerwy,  a nawet samotność opuszczały moje ciało pozostawiając spokój i harmonie. Rozłożyłam się biorąc głęboki oddech chcąc rozluźnić bardziej ciało, co poskutkowało bardzo szybko. Rozczapierzyłam palce czując jak łaskocze mnie zielona trawa. Zapach pięknych kwiatów pogłębił się jeszcze bardziej, był bardziej intensywny, że aż prawie mdlił. Zamknęłam oczy chcąc wsłuchać się w naturę. Dobiegały do mnie różne odgłosy. Od śpiewu ptaków po szum lekkiego wiatru. Uśmiech sama wpełzł mi na twarz. Sama nie pamiętałam kiedy ostatnim razem się uśmiechałam. Tak szczerze i od serca.
Kiedy z powrotem otworzyłam oczy tuż przed twarzą zobaczyłam Królcza. Tego samego co wtedy. Jego czerwone oczy mnie przyciągały. Nie potrafiłam oderwać od nich wzroku. Im dłużej patrzałam w nie tym bardziej traciłam czas, a moje powieki robiły się coraz cięższe, aż w końcu opadły.
Miałam wrażenie, że świat wiruje. Najpierw powoli, potem coraz szybciej i szybciej. Jakby ktoś je napędzał, a ja wraz z nim się kręciłam we wszystkie możliwe strony. Gdy spojrzałam w dal spostrzegłam jak zmienia się krajobraz. Z zielonych polan, które pamiętam z dzieciństwa w kraju Chaos zmieniały się w skały. Drzewa, rośliny, woda usychały i zostawała sucha ziemia i piach. 
Świat się zatrzymał i przestał wirować. Nic nie było oprócz ziemi, piachu i mocnego słońca raniące moje oczy i delikatną skórę. Spoglądając w dal nic nie widziałam oprócz suchej ziemi. 
Odwróciłam się by spojrzeć w drugą stronę i zobaczyłam Wena. Sparaliżował mnie ten widok, a on wykorzystał tą okazję i zdzielił mnie prosto w twarz kijem. Sprawiając , że upadłam na ziemię tracąc przytomność. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz